na, rozglądając się po sypialni błędnym wzrokiem. Pokój był pusty, zatopiony w purpurowej mgle, dyszący zapachem róż. Postacie monarchiń sustjańskich znikły, choć Gizelli wydało się, że słyszy jeszcze szelest ich szat ślubnych i tajemniczy dźwięk słów Julji Krystyny.
— Po co one tu przyszły? Co znaczą te słowa dostojnej nieboszczki i wielki djadem brylantowy, który zaciąży mi w życiu jako korona cesarska?
Gizella uczuła nieznany dotąd dreszcz trwogi, przenikającej do rdzenia serca. W sypialni była cisza. Łoże Gizelli w kształcie pół rozwartej muszli perłowej, płynie zda się po gorącej fali szkarłatnych róż i brzasku purpurowej ampli. Księżniczka z żywością dziecka przypadła do róż, zanurzyła w nich twarz płonącą ogniem wewnętrznego wzburzenia, niepokoju i... sennych przemiłych wzruszeń...
Nazajutrz w licznem gronie dam honorwych, dam dworu i służebnych stała Gizella przed wielkiemi lustrami ubrana do ślubu. Smukłą jej postać opływały lśniące atłasy białej sukni, haftowanej srebrem i zarzuconej świeżem kwieciem pomarańcz. Na piersi wielka wstęga cesarska. Dworski tren olbrzymi, włożony po raz pierwszy w życiu, wydał się księżniczce uciesznym i bawił ją. Zawołała z przestrachem:
— Ale ja tego wszystkiego nie udźwignę! Czy ten płaszcz konieczny? Wystarczy chyba welon, i ta suknia... taka ciężka... i kwiaty...
Wielka ochmistrzyni odrzekła poważnie:
— Płaszcz konieczny, wasza królewska wysokość. Wszystkie cesarzowe sustjańskie tak szły do ślubu.
— Wszystkie cesarzowe sustjańskie... — zabrzmiało w duszy Gizelli jak echo.
W tej chwili zbliżyła się do niej księżna matka Annuncjata Zofja, w towarzystwie księżnej Łucji Teresy i włożyła na jej głowę djadem z olbrzymich brylantów, opleciony dokoła kwiatem pomarańcz i mirtem. Z pod djademu spływały aż na tren sukni i płaszcza przezrocze zwoje koronkowego welonu.
Księżniczka, ujrzawszy w lustrze djadem, powstała gwałtownie z krzesła z okrzykiem trwogi:
— Ten sam! Od Julji Krystyny! Nie chcę go, nie chcę! Za nic!!
Wśród dam dworu nastąpiło poruszenie, obie księżne pobladły. A Gizella z rękoma podniesionemi do djademu, jakby go chciała zerwać z głowy, stała wzburzona z nagłym rumieńcem na twarzy, oczy jej wpiły się w lustro.
— Ten sam, ten sam... — powtarzała, jak obłąkana ze zgrozy, — pod jego godłem krwią spłynie serce moje...
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/69
Ta strona została przepisana.