— Cesarzowa Gizella! Niech, żyje! Niech żyje! — rozlegały się zewsząd niemilknące wołania i tłum napierał na środek ulicy, aby choć przelotnie ujrzeć swoją młodą monarchinię.
Wtem uczyniło się nagłe zamieszanie i kareta przystanęła, szarpnięta gwałtownie. Rozległ się głośny krzyk przerażenia jeden, drugi.
Cesarz wyjrzał niespokojnie.
Człowiek z tłumu wpadł pod kopyta koni i w mgnieniu oka dostał się pod koła. Paziowie, lokaje i heroldowie rzucili się ku niemu pospiesznie, aby go wyciągnąć i wyrwali z pod kół. W tej chwili drzwi karety rozwarły się, cesarzowa wysiadła błyskawicznie i, zanim zdołano zorjentować się, podłożyła obie ręce pod potłuczoną głowę nieszczęsnego. Był to jakiś starzec w postrzępionem ubraniu. Jednocześnie cesarz wyskoczył z karety z groźnie zmarszczoną brwią. Starzec był ledwie przytomny. Gizella pochylona nad nim, badała go z przestrachem.
— Wasza cesarska mość — szepnął ze zgrozą wielki ochmistrz dworu, zgorszony czynem cesarzowej.
Gizella zwróciła się do służby dźwięcznym głosem:
— Weźcie tego starca na ręce! Proszę zanieść go do zamku i zaraz wezwać lekarza.
Starzec otworzył oczy i — nagle krzyknął z całej mocy, padając do stóp cesarzowej.
— Pani najmiłościwsza! Ja chciałem...
— Mów, proszę, czego chciałeś? — Spytała spokojnie, nachylona do niego.
— Wasza cesarska mość... — rozpaczliwie błagał wielki ochmistrz.
Cesarz stojący przy żonie spojrzał na dostojnika uważnie — ten spuścił oczy, zagryzł wargi.
Starzec jąkał:
— Chciałem ucałować choć koła karety... za łaskę... za wielką łaskę... gniłem w więzieniu dwadzieścia siedem lat... dopiero wasza łaska... uratowała... Niech was Bóg... miłościwa pani...
— Cesarzowi dziękujcie, nieszczęśliwy człowieku, nie mnie — rzekła słodko Gizella. Łzy litości zamigotały w jej oczach.
Tymczasem nadjeżdżające masowe szeregi karet orszaku cesarskiego stłoczyły się i wzmogły zamieszanie. Każdy wychylał się ciekawy i niespokojny, co zaszło na przedzie. Poruszony wypadkiem tłum nacierał ze wszystkich stron.
Cesarz ujął Gizellę łagodnie pod ramię i wsadził do karety. Prefektowi straży wydał krótki rozkaz:
— Zaopiekować się starcem!
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/72
Ta strona została przepisana.