— Ależ jestem oswojona z takiemi wycieczkami, mogę spoglądać śmiało w przepaści a mój „Skok“ wędruje sobie, jak istny linoskoczek!... Patrz, patrz! Ach, cóż za widok jedyny!
— Zili, siedź spokojnie na siodle. Jeden krok niebaczny... A!... istotnie, widoki tu cudowne! Patrz, tamten ostry grzbiet skalny poniżej szczytu... Jest teraz w czterech kolorach: grzebień zębaty ma połysk pomarańczowo-złoty, środek nasiąkł czystym amarantem, niżej rozlało się światło seledynowe, a podstawa jakgdyby malowana farbą szafirową. To odcień borów... Jednak oczęta słodkie mojej Zili mają szafir głębszy...
— A spójrz tam, Ottaro!! Ta igła skalna srebrna, jakaż piękna, świeci na błękicie nieba, jak iskra elektryczna, nagle zamrożona!
Rozkoszowali się coraz nowymi widokami, rozścielającymi się z wyżyn, gdy nagle Gizella krzyknęła radośnie, podskakując na siodle:
— Kozice! kozice! Patrz!
Ottokar błyskawicznie zdjął strzelbę z ramion.
— Nie strzelaj! — powstrzymała go gwałtownym ruchem ręki. — Wyglądają tak ślicznie, zawieszone jak my nad urwiskiem, pewno tak samo cieszą się życiem, więc niech żyją.
Cesarz podniósł na młodziutką żonę rozmiłowane oczy.
— Cieszy cię, Zili moja, ta wycieczka?
— Bardzo! Miałeś wyborny pomysł i dobrze, żeśmy tak daleko zabrnęli. W Idaniu już się dławiłam, tak tam duszno, nieprawdaż? I ta okropna etykieta dworska... Ach! ta etykieta wasza... straszna!...
— Ty moja ptaszyno podniebna, ukochana!
— No, ale przynaj, czy „Stary Ururg“ to nie katakumby w porównaniu z tem przestworzem? Czy to, co nas otacza teraz nie jest bajką czarowną?
Zakreśliła ręką szeroki krąg i szepnęła z uśmiechem:
— Bajka... bajka...
— Bajka, bo z tobą Zili...
— Bo z tobą, Ottaro...
Zapatrzyli się długo w swoje oczy gorejące.
— Musimy jednak wracać do Idania — westchnął cesarz.
— Ach, nie wspominaj jeszcze o tem — rzekła tonem błagalnym.
— A obowiązki moje?
Gizella spoważniała.
— Istotnie, twoje i moje obowiązki.
Cesarz roześmiał się.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/78
Ta strona została przepisana.