Na ulicy stał tłum, cisnął się do drzwi i do okien księgarni.
— Incognito nasze zdradzone — szepnęła z zabawnym przestrachem margrabina. — Co robić teraz?...
— Co robić? Ha, trzeba wyjść z honorem!
Skłoniwszy się uprzejmie księgarzowi, ruszyła do wyjścia. Zaledwo stanęła na progu, gdy okrzyk gromki wybuchnął z tłumu.
— Niech żyje, najmiłościwsza pani! Wiwat nasza młodziutka cesarzowa!
Tłum cisnął się ku Gizelli. Cała w ogniach skłaniała głowę na wszystkie strony, zmieszana, ale i rozbawiona niezwykłą sytuacją. Widząc, że cesarzowa nie będzie mogła przejść swobodnie, księgarz pochylił się przed nią i rzekł z wyszukaną troskliwością:
— Wasza cesarska mość raczy zaczekać w księgarni, a tymczasem policja tłum rozpędzi.
Oczy Gizelli błysnęły dumą.
— Ja się nie kryję przed nikim i nie uciekam, ludzi zaś rozpędzać... nie pozwalam!
Zeszła z progu w tłum i zawołała dźwięcznym głosem:
— Pozdrawiam wszystkich serdecznie i... proszę mi pozwolić przejść!
Ostatnie słowa były wypowiedziane tonem istotnej prośby, prawie dziecięcej. Tłum rozsunął się, ale nowi przechodnie, zaciekawieni tym, co się stało, napierali ze wszystkich stron tak, że nie sposób było przejść.
Przed Gizellą stanął oficer w towarzystwie kilku żołnierzy i, oddawszy jej po wojskowemu należny honor, rzekł, wyprostowany jak struna:
— Wasza cesarska mość raczy...
— Dziękuję, pójdę sama...
— Wasza cesarska mość, ośmielam się prosić, gawiedź nie pozwoli przejść, zapał niezwykły.
— Więc dobrze, proszę mnie przeprowadzić.
Oficer skłonił się i wydał rozkaz żołnierzom. Cesarzowa pod wojskową eskortą przeszła przez szpaler tłumu, wśród zgiełku i okrzyków.
— Wasza cesarska mość rozkaże powóz? — spytał oficer.
— Nie, pójdziemy pieszo.
Prędko podała oficerowi rękę i rzekła krótko:
— Dziękuję.
Poczem skręciła w inną ulicę.
— Wymknęłyśmy się z zamku zręcznie, ale trudniej będzie powrócić — rzekła margrabina Alwi, gdy zbliżały się do „Starego Ururga“.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/84
Ta strona została przepisana.