Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/88

Ta strona została przepisana.

Znając popędliwość Gizelli wogóle, a teraz widząc jej zapał do jazdy na stepowym dzikusie, Ottokar postanowił, że Gizella dosiądzie konia po zupełnem ujeżdżeniu go. W tym celu sprowadzono sławnego ujeżdżacza, Iwa, z Sudgrestu, stolicy Rekwedów. Ale cesarzowa postanowiła sobie wyłamać się z narzuconego jej zastrzeżenia i — dopięła swego.
Nazajutrz po przybyciu Iwa do Szejrunu miała się odbyć pierwsza próba ujarzmienia dzikiego ogiera. Była czwarta rano, pałac spał jeszcze, tylko przed stajniami cesarskiemi zaczął się ruch. Przybywało coraz więcej masztalerzy, czyszczono konie, pędzono na linach. Dwuch silnych stajennych borykało się z pięknym, dzikim ogierem, zapoznającym się po raz pierwszy z wolą ludzką, wyrażoną w wędzidle.
— Przeklęta bestja!... djabła ma w sobie! Jaki to gorący!...
— No, no! Da mu się w pysk żelazo, a jak go weźmie Iwo, to mu się odechce fantazji!
— Stój, podły szatanie! Gdzie ci tak pilno? A chwyć go mocniej.
Koń lekceważył sobie okrzyki stajennych, rzucał nimi we wszystkie strony, stawał dęba, głową walił w tył, wyrzucał tylnemi nogami, zawisał w powietrzu, nie dał podejść bliżej nikomu: Po długiem szamotaniu się Iwo wziął go podstępem, ale, zanim skoczył mu na grzbiet, wyleciał w górę, jak z procy.
— Oho! To mistrz, ale takiego jeszcze nie ujeżdżał! zaśmiali się masztalerze.
— Szatan ci ojcem, czy piorun! — zawołał rozwścieczony Iwo i znowu zaczął szamotać się z dzikusem.
Nagle zabrzmiał głos donośny a dźwięczny.
— Osiodłać mi tego konia!
Stajenni zdrętwieli. Za barjerą parkową — stała cesarzowa w amazonce, bijąc niecierpliwie szpicrutą po sukni. Twarz miała w rumieńcach, oczy jej gorzały zapałem.
— Wasza cesarska mość, koń nieobuczony, ze stepu...
— Osiodłać mi go zaraz!
Służba poruszyła się zatrwożona, zakłopotana. Cesarzowa rozkazuje, lecz jakże to — można? Nadbiegli ujeżdżacze, zaczęli prosić, tłumaczyć. Iwo rozkładał ręce zdesperowany.
Gizella zmarszczyła brwi.
— Proszę, prędzej!