Rozkaz ten był wydany takim tonem i z taką nieubłaganą stanowczością, że służba bez oporu już rzuciła się do konia, osaczając go ze wszystkich stron. Koń wspinał się, pienił, szalał, ale wystarczyło kilka chwil, by zamszowe siodło cesarzowej udało się mu przytroczyć błyskawicznie wykonanym podstępem.
Cesarzowa podeszła wolno i spojrzała bystrym wzrokiem w piękne, rozpalone ślepia zwierzęcia.
— Podaj!
Iwo nastawił rękę. Cesarzowa dotknęła ją stopą i jak ptak frunęła na siodło, umieszczając nogi w strzemiona i poprawiwszy suknię na kuli. Koń wspiął się. Wisząc w powietrzu, Iwo trzymał z całych sił za trenzlę, przy pysku.
— Puść! — padło z góry.
— Najmiłościwsza...
— Puść!
Iwo puścił.
Masztalerze chwycili się za głowę, niektórzy zakryli oczy.
Ogier tańczył młyńca, cesarzowa całą dłonią klepała go po szyji. Koń walił w ziemię z impetem przedniemi kopytami, głowę zniżał i ciskał w tył, rzucał się, jak nadeptany gad, a smukła sylwetka w granatowej amazonce ani drgnęła, stanowiąc jakby całość z grzbietem zwierzęcia. Na gwałtowne rzuty konia, niespodziewane zwroty, cesarzowa odpowiadała postawą niewzruszoną i spokojem zupełnym. Czasem rozległ się jej głos mitygujący, lekko zdyszany. Koń drżał nerwowo, lecz... łagodniał już widocznie. W pewnej chwili spostrzegli to z najwyższem zdumieniem bladzi masztalerze.
Naraz świsnęła cięta szpicruta, z nozdrzy wydarł się ryk. Załomotały kopyta, koń i granatowa suknia zawisły w powietrzu, wionęło. Ogier przesadził barjerę, rozpędził ludzi, pognał, jak huragan. W jednej chwili znikł z oczu.
— Konia! — wrzasnął Iwo.
— Po koniuszego! — zawołali wszyscy głosami przerażonymi.
Dwóch ujeżdżaczy skoczyło na siodła. Iwo wysunął się naprzód. W okamgnieniu pognali za cesarzową.
Przed stajniami powstał krzyk.
— Nieszczęście!... Zabije najmiłościwszą! Nieszczęście!...
— Cicho! Ratować, zanim cesarz...
Hrabia koniuszy wpadł blady z piorunami w oczach.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/89
Ta strona została przepisana.