poznało boski kształt piękna. Przykuty do miejsca widokiem jej postaci, pozwalał odgadywać ukryte w nim tajemnice. Stryj, książę Sebastjan zwrócił na niego uwagę, tymbardziej, że wśród obecnych pań i dworzan zaczęły rozlegać się szepty tłumione, lecz niedwuznaczne. Podszedł do pogrążonego w ekstatycznem zapatrzeniu młodzieńca i, spojrzawszy mu przenikliwie w oczy, rzekł cicho z naciskiem:
— Wasza cesarska wysokość czuje się zapewne źle. Przejdźmy się trochę po galerji, wieczór prześliczny, księżyc świeci.
— Nie, dziękuję, zostanę tu...
— Usłuchaj mnie, książę, tu zawiele oczu, za wiele szeptów... stanowczo wyjdźmy.
Ksywian wzburzył się.
— O co właściwie waszej cesarskiej wysokości chodzi? Więc mi nawet patrzyć na nią nie wolno?
— Jesteś szalony! — syknął stryj. — Chodź, ch dź prędko, przytomność tracisz.
— Nie! Muszę, chcę tu być, gdzie ona...
Sebastjan nie ustąpił, nalegał energicznie. Ksywian otrzeźwiał nieco, spuścił głowę i — bierny już, cichy wyszedł za stryjem. Na galerji, zalanej księżycową poświatą, wybuchnął płaczem. Oparty na kamiennej balustradzie łkał spazmem rozpacznym, szarpiącym piersi. Sebastjan ściskał go za ramię, przelękniony tym nowym objawem uczuć.
— Ksywianie, na miłość Boską, uspokój się, zapanuj nad sobą, bądź mężny!
— Kocham ją, kocham więcej, niż życie, nadewszystko na świecie i... muszę patrzeć, że ona Ottokara... Rwie się we mnie serce... dusza rozdziera... a wy patrzyć na nią, jak na Boga... nie dajecie... Ottokar jej nie wart, nie wart!
— Cicho, nieszczęsny, milcz! Jesteś dzieciak! Miej rozum i siłę.
Książę Sebastjan przerażony słowami Ksywiana rozglądał się czujnie dokoła, czy kto nie widzi, nie słyszy.
Długo łkaniem i skargą bolesną szarpała się pierś młodzieńca, a usta wyrzucały bezpamiętne słowa, gdy w tem cień dziwny padł na balustradę, osrebrzoną księżycem. Sebastjan drgnął i kurczowo zdusił ramię bratanka.
— Patrz — szepnął końcami warg.
Młody książę oczyma błędnemi patrzał na cień, wyraźnie odcięty od oświetlonego wiązania balustrady. Umilkł, zahamował oddech. Sebastjan rzucił za siebie szybkie, uważne spojrzenie. Gruby mrok okrywał wnęki prastarych murów. Cień z balustrady zniknął. Zaszemrało coś
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/97
Ta strona została przepisana.