Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/121

Ta strona została przepisana.

— Gizello, co ci się stało? Uspokój się... Ta noc poszarpała nam nerwy... Dziękujmy Bogu, że był ktoś, kto czuwał nad nami i ocalił nas od zguby...
— To... Wenuczy... — szepnęła z mocą Gizella.
Cesarz skamieniał.
— Jakto? Skąd wiesz?
— Znam ten napis — wymówiła drżącemi ustami — to sztylet z Awra Rawady... Wenuczych...
Ottokar w najwyższem zdumieniu rozłożył ręce i stał tak długo oniemiały, bez ruchu usiłując w natłoku myśli zdać sobie jasno sprawę z tego, co zaszło i, z rozpierzchniętych obrazów wytworzyć jedną całość.
Gizella spędziła noc, zwisła na swym klęczniku, w sypialni, cicho płacząc.


Stare, niezamieszkałe zamczysko w Asskaud na zachodzie Francji, tuż nad oceanem położone, zwróciło uwagę barona Topczy swoim dość oryginalnym wyglądem.
— Tu się najmiłościwszej napewno podoba — ucieszył się marszałek i, odszukawszy właściciela zamku, zaproponował mu wynajęcie tej rezydencji, za bardzo wygórowaną cenę dla hrabiny Homnelos, na przeciąg kilku miesięcy.
— Nie, panie — odrzekł magnat francuski — zamek ten nazbyt wysoko cenię, jako jedyną relikwię mojego rodu, abym go osobom obcym wynajmował.
Nalegania barona nie odniosły skutku.
— Sądząc z nazwiska, hrabina pańska jest greczynką, dlaczego więc nasze wybrzeże miałoby ją wyłącznie interesować?
— Na to nie umiem odpowiedzieć — rzekł baron zakłopotany — w każdym razie hrabina Homnelos lubi takie stare zamczyska, lubi morze, ciszę i oddalenie od świata. Asskaud jest wymarzoną siedzibą dla niej.
— Ach, gusta wybredne, conajmniej królowej rekwedzkiej — skrzywił się Francuz.
— Czy pan wie co o królowej Gizelli? — zapytał żywo Topcza.