czone!... Rumowisko tej baszty to grób naszego księcia...
On tam napewno jest... ale szukać go... niewolno...
Nagle Sztarazzy, uderzony oślepiającym błyskiem myśli, zastanowił się, marszcząc czoło i prędko zestawił coś w skupieniu pamięci.
— Kiedy runęła baszta? — spytał gorączkowo.
Tolomed wymienił datę i dodał:
— Był wtedy niezwykle krwawy zachód słońca.
Ta sama jest data i godzina wypadku królowej w Asskaud... — rzekł głucho do siebie przyjaciel Wenuczych...
Tolomed przymknął oczy. On stwierdził to dawniej.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— ... Wtedy właśnie widziałam wizję twoją... — szeptała rozpacznie królowa Gizella w parę tygodni potem, leżąc krzyżem w zamkniętej kaplicy swojej w Szejrunie.
Mrok nadchodzącego wieczoru tumanem osunął kaplicę. Ametystowo-błękitne refleksy z witraży padły na białą postać leżącą i na jej płaszcz ciemnych włosów, rozsypanych na białym aksamicie, i na profil twarzy, w której nie było zda się odcienia życia. Gizella wiedziała już wszystko i odgadła, dlaczego runęła baszta i, dlaczego on, Sweno na czarnym koniu na wybrzeżu oceanu żegnał ją duchem swoim potężnym, zaklętym w wizję realną jego postaci... Wiedziała, rozumiała już wszystko dokładnie i nie mogła wyzwolić się od jednej myśli, prześladującej ją uporczywie od czasu, gdy chciała ratować rybaka z dzieckiem. Zapamiętywała się w męczeńskim bólu w tej ciszy samotnej w mętniejących mrokach kaplicy.
Zgasły witraże, pobladły refleksy ich barw, perłowa omasta wieczoru ogarnęła świątynię, jeno pełgało nikłe, złote światełko lampki, zawieszonej przed ołtarzem, jeno królowa łkała rozdzierającą skargą i wiła się w męce.
Ale oto nadpłynął ku niej jakby z przestrzeni mglistej jakiś niesamowity głos... nakazujący... a łagodny, głęboki... Czyżby to głos... Swena?...
...Złam swój ból „pamiętaj, że jesteś pomazanką Bożą, nie tylko cierpiącą kobietą, żeś jest monarchinią narodów, które nie łez, ale czynów twoich oczekują... Pamiętaj, żeś jest królową... mojej ojczyzny, w twoje ręce złożyłem przyszłość narodu, duchową odpowiedzialność za nią bierzesz na siebie... Nie rozpaczy twojej pragną, ale twego męstwa, twego życia...
Ręce królowej dygotały jak białe skrzydła ranionego ptaka. Sama sobie teraz już nakazywała, w głębi swej starganej duszy, siłą przekazanego jej męstwa przez Swena...