godniach powrócił dziwnie poważny, skupiony w sobie. O ile przedtem powodowała nim wobec matki chłopięca naiwność, teraz otaczał ją taką niezgłębioną miłością synowską, że Gizella widziała w nim najdroższego przyjaciela. Nazajutrz po jego przyjeździe wyszli oboje nad jezioro i siedli na ławce, pod krzewami dzikich róż u stóp rycerza, karmiąc czarne łabędzie. Roger opowiadał matce o bytności w Sudgreście, wrażenia swoje wyrażał w formie ciekawej, zdradzając dużą zdolność obserwacyjną i orjentacyjną. W pewnej chwili zsunął się z ławki i ukląkł przy nogach matki. Dłonie jej przycisnął do swych skroni i, patrząc w jej oczy, rzekł zciszonym głosem:
— Mateczko, byłem w Awra Rawady... Modliłem się na zwaliskach baszty za kogo i o co, nie wiem... Potężny to kurhan... Znajdują tam zawsze często niewiadomo skąd pochodzące kwiaty... Podobno lud okoliczny odbywa do tych rumowisk pielgrzymki niemal uroczyste i podobno jakaś obłąkana dziewczyna cygańska, Rewita, przesiaduje tam całemi godzinami. Ona była naocznym świadkiem runięcia baszty.
Gizella milczała, drżąc na całem ciele, oczy nabrzmiewały jej łzami.
— A tam w tym zaczarowanym zamku wszystko tchnie legendą i wszystko mówi o... Swenie i... o tobie... Cały zamek jest tchnieniem twojem, mamo, owiany... wszędzie pełno twoich portretów, rzeźb, miniatur, wszędzie ty i ty... I kaplica w parku o tobie szepcze, gdy spojrzeć na umieszczony przy ołtarzu wizerunek świętej Gizelli na tarczy marmurowej i... na głownię z górnym odłamkiem stali... opatrznościowego sztyletu... Ty mateczko złączyć go kiedy powinnaś z ostrzem, schowanem u siebie, by tworzył całość tam, w kaplicy Awra Rawady. Tolomed twierdzi, że basztę i wiszar skalny łączyły lochy podziemne. Tam w tych lochach padła iskra zabójcza, grzebiąc jego. Ja nie wierzę, że książę Sweno zginął inaczej...
Gizella drżała jak w febrze, na twarz jej wystąpiły wypieki ogniste, bała się mówić, by nie wybuchnąć płaczem. Położyła obie dłonie na głowie syna i usta przytuliła do jego czoła.
— Mateczko — rzekł ciszej, wskazując na posąg — ten rycerz, to... on... dlatego jest w przyłbicy, bo postać jego mogła mieć tylko jego oblicze... Ta pochodnia to symbol jego duchowego przewódctwa na Rekwedach... O, chciałbym być jemu podobnym!...
Zaległa cisza. Po długiej chwili Gizella rzekła drżącemi ustami:
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/138
Ta strona została przepisana.