Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/140

Ta strona została przepisana.

samowitym blaskiem. Poddawała się zupełnie pokusie przepaści.
Nagle ujrzała most nad przepastnym parowem, most z bierwon ułożony, wysoki, wiszący jak karkołomne rusztowanie ponad głębiną kolosalnych ścian i ponad potoku wrzątkiem. Śmignęła jej myśl, wywołując wspomnienie. Znała ten most, zbudowano go prowizorycznie wówczas, gdy góry Klarbremu płonęły illuminacją... Tędy przechodzili górale na kilka pobliskich szczytów, by zapalać na nich stosy ogniste. Na jego brzegu stała raz w gronie śmielszych jeźdźców a był wśród nich i Sweno i... nawet stał przez sekundę tuż przy niej na swym czarnym, jak piekło rumaku... i głos jego słyszała przez to jedno mgnienie, gdy patrząc w dół rzekł swoim niskim tonem:
— Szatański przesmyk, stworzony fantazją ducha gór dla samobójców...
— Tak, to ten sam most i takie były słowa jego...
Bez wahania, bez chwili zastanowienia wjechała na most.
Salah-eddyn wstąpił na okrągłe bele niespokojnie, węsząc i chrapiąc, głowę opuścił nisko, jakby badał bezpieczeństwo dalszej drogi. Przepaść pod nim i chwiejność mostu przerażały go widocznie, bo zjeżył się cały, skulił w sobie i z uszami nastawionemi szedł wolno, ważąc się i trwożąc. Gizella podniosła oczy do góry na jasne niebo, westchnienie głębokie uniosło jej pierś, ale nie czuła nic więcej w sobie nad silny poryw szczęścia, że mękę, ból tragizm zgubi się tu, zatraci, unicestwi...
Wtem tylne kopyta konia uwięzły w szerokiej przerwie między balami. Koń targnął się okropnie raz i drugi w panicznym strachu, zaryczał nozdrzami i... wspiął się dęba. Królowa, siedząc na siodle, zawisła nad przepaścią. W jednym przebłysku świadomości żal jej się zrobiło zwierzęcia. Wyrzuciła stopy ze strzemion i pochylona naprzód próbowała umiejscowić konia. Salah-eddyn szarpnął się gwałtowniej. Most zatrzeszczał, zadygotał...
Nagle tuż za nią rozległ się krzyk straszny, na most wpadło kilku mężczyzn, do Gizelli przyskoczył oszalały Roger.
— Matko! Na Boga!
Chwycił ją na ręce i zdarł z konia. Ten krzyk pełen zgrozy i widok twarzy syna, śmiertelnie bladej, oprzytomniły ją. Pozwoliła się unieść Rogerowi na rękach z tego fatalnego mostu na brzeg parowu.
— Mateczko jedyna! Cóż to by się stało?! Boże! — zawołał Roger obłędnie...