na szyi matki i, całując jej smutne oczy, zaczęła błagać:
— Zaśpiewaj nam, droga nasza jedyna!
— Zaśpiewaj! — zawołał Roger i oboje z Miurle tak serdecznie błagali Gizellę, że ustąpiła im, rozbrojona przez nich zupełnie.
Śpiew jej smutny, rzewny rozbrzmiał w komnacie kryształem dzwoniącym po srebrze. Była skarga w jej głosie i modlitwa o szczęście, o jasną przyszłość dla tych dwojga ukochanych. Roger i Marjola, siedząc u nóg matki, słuchali w skupieniu i patrzyli na jej śliczny owal twarzy, na oczy we łzawej glazurze. Gizella śpiewała wezbranym w jej piersiach hymnem jakby mocą swego ducha rozjaśnić pragnęła tę ciemń, osnuwającą wyobraźnię jej syna, lecącego duszą ku słońcu i łaknącego słońca.
Wtem do komnaty wbiegła Karolina Warselée, bawiąca w owym czasie u swej dostojnej opiekunki, ładna, pełna blondynka o oczach żywych i długich jasnych warkoczach. Spojrzała na Rogera zalotnie, powłóczyście, a widząc, że jest zasłuchany w śpiewie matki, wzruszyła nieznacznie ramionami i stanęła nieco opodal zadąsana. Gizella, spostrzegłszy wychowankę, skinęła na nią, by podeszła. Starała się bowiem nigdy:nie wyróżniać jej w uczuciach swoich, gdy była razem z jej dziećmi. Baronówna podbiegła żywo i zgrabnie przyklękła przy królowej, opierając się całem ramieniem na ramieniu Rogera. Gizella położyła pieszczotliwie dłoń swoją na jej głowie. Karolina z kokieteryjną emfazą przycisnęła rękę opiekunki do ust i, wzniosły oczy w górę, zasłuchała się również w śpiewie.
Różowy promień światła wsunął się do komnaty i opromienił refleksem tęczy postać uduchowioną królowej i główki dzieci u jej kolan. Po chwili pokój cały nasiąkł złoto-różową łuną — to płonęły góry Klarbremu naturalną słoneczną illuminacją porannej godziny.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/142
Ta strona została przepisana.