mila. Wówczas snuła się po parku przytłoczona myślą, że oto jeszcze jedna z najdroższych jej istot odeszła z tego świata, lecz wtedy na dnie serca gorzał jedyny płomyk, na dający sens jej życiu: nadzieja, pokładana w ukochanym synu. Dziś i to światełko, dla którego gotowa była spełniać swoje obowiązki, gasło zupełnie.
Roger ożeniony z księżniczką Romanją, córką króla Algei, nie znalazł w małżeństwie urzeczywistnienia swoich ideałów... Wkrótce po ślubie zwierzał się przed matką, że inaczej życie swe układał w marzeniach a inaczej żyć będzie zmuszony i pisał do niej, gdy odbywała swoje upragnione podróże:
„Mam wrażenie, mateczko, że lot mój już się skończył, marzenia prysły, ideały są niedoścignione. Lepiej nie wysilać się i odrazu zrezygnować. Daleko mi do potęgi duchowej bohatera Swena, a jednak chciałem go niegdyś naśladować... Ja nie umiem walczyć, zresztą... Romanja mogłaby uszczęśliwić innego mężczyznę, ale nie mnie.
Ponieważ smutny ten wniosek wyciągnąłem zapóźno, przeto rozumiesz, mateczko, ile jest we mnie tragedji. Ratuję się, jak mogę. Nie lubię szarzyzny przyziemnej a muszę w niej tkwić po uszy, więc wśród złego wybieram to, co mi przynajmniej rozrywkę dać może. Nie dziw się i nie oburzaj, nic na to nie poradzę, gdyż żadna zorza dla mnie nigdy nie wzejdzie. Może to i lepiej, bo gdyby wzeszła, nie potrafiłbym stworzyć legendy, najwyżej tylko coś, coby mnie rzuciło w odmęt i imienia mego nie upiększyło...“
Z cesarzem stosunek syna był naprężony i przykry, na listy matki, pełne zaklęć i tkliwości, odpisywał według nastrojów, często serdecznie, częściej jednak z goryczą i rezygnacją straceńca. Raz w przystępie rozdrażnienia napisał:
„Nie czyń mi, mateczko, wyrzutów, że grzęznę w trzęsawisku łatwych i tanich uciech, pomimo łez i rozpaczy Romy. To są cnoty moich ojców, przekazane mi przez poprzednie pokolenia Ururgów. Oprócz tego ja sam jestem... szarym cieniem mojej przyszłości a może przyszłości nawet całej Sustji... Wątpię, czy na mnie dynastja nasza nie skończy się w prostej linji. Syna nie będę miał; Romanja po urodzeniu małej Zili, którą tak kochasz, mamo, już mi go nie da, ja zaś nie czuję się na siłach przeżyć ojca... byłby zresztą już ze mnie taki Łazarz, że nie pragnę, abyś dożyła tej chwili ani ty, mateczko, ani monarchja... Różne snują się legendy o naszym rodzie, ale moja w każdym razie będzie historją prawdziwą i bardzo różną od legendy Awra Rawady. O tamtej szepcze pewno błękitno-kryształowy Anud... O mojej sławie będą krzyczały rynsztoki...“
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/146
Ta strona została przepisana.