— Dziecko, co się z tobą dzieje! — zawołała Gizella.
Karolina zaśmiała się krótko, jadowicie.
— Czy mam uczynić wyznanie? Otóż mniemam, że mój tytuł... jakiejś baronówny Warselée doskonale zaciera w pamięci ludzkiej moje... istotne pochodzenie... z królewskiej rodziny. Tradycja domów panujących?... Wszak i ja także jestem księżniczką krwi! — wybuchła nagle i, zanim Gizella zdołała słowo wypowiedzieć, wyszła szybko z pokoju.
Słowa te uderzyły w cesarzową, jak grom. Zrozumiała teraz, że okazany przez nią kiedyś szlachetny odruch serca dla małej osieroconej Karoliny był złym podszeptem i może w przyszłości okazać się fatalnym w następstwach. Karolina była już dorosłą i wszelkie nadzieje na urobienie z niej istoty godnej serca jej opiekunki spełzały na niczęm. Cesarz jej nie znosił, wśród książąt i dworzan również nie zyskała uznania i sympatji. Z biegiem czasu już i Gizella nie miała co do niej żadnych złudzeń, przypominając sobie często ze zgrozą przepowiednie umierającej księżnej matki.
Upłynęło potem kilka miesięcy. Baronówna przekonała się wreszcie sama, że młodzi książęta krwi, Ururgowie, nie ulegają zbytnio jej wdziękom i wyszła za mąż za wyższego oficera kawalerji, hrabiego Rykarda D‘Irlisz Köhnutt.
Tymczasem książę Roger zapadał coraz bardziej w hulaszczy odmęt życia i w nieustannych zabawach i uciechach erotycznych pogrążał trawiącą go doszczętnie nudę egzystencji. Z żoną nic go nie łączyło, przeciwnie ciągłe niesnaski i zgrzyty czyniły dalsze pożycie męką dla nich obojga. Posiadając, jak niegdyś ojciec jego, ogromne powodzenie u kobiet, wyzyskiwał je na sposób beztroskiego światowca, a tylko w pewnych chwilach przesytu i przygnębienia, przed matką i pod jej wpływem czynił sobie gorzkie wyrzuty i przyrzekał zmienić zgubny dla niego tryb życia, ale zaraz potem stwierdzał, że horyzont jego zaciemnił się zupełnie, a on nie ma sił do lotu wzwyż, przeciwko swemu przeznaczeniu.
Aż oto niespodziewanie nastąpiła w księciu dziwna przemiana. Najpierw odczuła ją cesarzowa. Następca tronu spoważniał, chodził zamyślony, poddawał się chętnie nastrojom lirycznym. Gizella zaczęła utwierdzać się w przekonaniu, że w Rogerze przemówił rozsądek i szlachetna, idealistyczna natura. Nie pytała go już o nic, lękając się niebacznem słowem rozdmuchać gasnące w nim jak sądziła, skłonności. Obawiała się nawet rozmawiać o tem z cesarzem, aby przedwcześnie nie zedrzeć rąbka tajemnicy, osłaniającej całe zachowanie się Rogera.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/150
Ta strona została przepisana.