nicznych, zielony od łąk soczystych, kolorowy od kwiecia i krasy mieszkańców, zapalny od ognia ich serc... moźny i wytrwały... ku coraz wyższym celom, wedle dawnej tradycji... wedle dawnych haseł bohaterskich.
Królowa Rekwedów wzniosła dumnie do góry jasne swe czoło, że nie zawiodła jej wiara, z jaką walczyła ongi o spokój dla tego narodu, z uporem cesarza, podsycanym, wrogiemi Rekwedom wpływami dworskiej kamarylli. Ale ten odruch dumny monarchini i miłującego serca kobiety wnet przytłoczyły wspomnienia... Ten taniec i ona tańczyła ze Swenem, tańczył go i Roger i kochał Rekwedów... A teraz?...
Królowa nasunęła czarny woal na twarz bladą i goniona przytłumionemi tonami muzyki, odpływała jako symbol smutku od miejsca barw, światła i wesela.
Zbliżał się już zachód, gdy pod skałą wiszaru w Awra Rawady, wysiadła z łódki i poszła wolno na szczyt kopca. Klękając na gruzach okrytych mnóstwem krwistych, polnych maków, spostrzegła, że nie jest samą. Jakaś postać kobiety z ludu siedziała na głazie w zamyśleniu, odwrócona w stronę rzeki. Gizella nie chcąc zdradzić swego pomieszania i zwrócić uwagi obecnej, uklękła i pogrążyła się w zadumie — modlitwie. Tymczasem słońce pochyliło się znacznie na zachodzie i rzuciło na kopiec blaski purpurowe, gorące. Wtem Gizella ocknęła się usłyszawszy śpiew...
Zdumiona podniosła głowę.
Kobieta z ludu śpiewała, stojąc i patrząc przenikliwie w łunę zachodu... Gizella dopiero teraz zauważyła, że była to cyganka, nie młoda już, o czarnych, obłędnych oczach i twarzy suchej, ciemnej. Królowa zaczęła słuchać pieśni śpiewanej po rekwedzku.
Jakiegoż wstrząsu gwałtownego doznała, gdy zwolna, jakby bezwiedne, pieśń cyganki przeistoczyła się w legendę o bohaterze Swenie Wenuczym, orle z Awra Rawady!
...Sweno zginął pod gruzami baszty, a serce jego wyzbyte męki i krwi pożogi, zmieniło się w białą różę... Zwalił na siebie górę kamieni, ale nie zwalił zamku, gdzie pozostały kwitnące białe róże... a z portretu spogląda na nie królowa. Są one tajemnym znakiem serca Swena... Zamek ocalał, choć runęła baszta, bo pod sklepieniem tego zamku nowe się kiedyś orlę zagnieździ. Nikt nie wie, kiedy rozwinie swe skrzydła i skąd nadleci, lecz przyśle je Sweno, by na zamku tym było czujnym strażnikiem przyszłości Rekwedów... A jeśli do tej pory zwiędną białe róże i cudne czoło królowej pokryje się nocą, któż nadal będzie wykonywał wolę bohatera?... Teraz jest jasno, złotem sypie słońce, bo oczy królowej patrzą nieustannie na Rekwedy, bo
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/163
Ta strona została przepisana.