Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/171

Ta strona została przepisana.

i zamyślił się w wyżynach długo... o czem? Może o losach smutnej królowej, a może o dniu, który musi nastąpić, jak on dzięki niezmiennemu przeznaczeniu musi ustąpić na kilka godzin panowania słońca... Ach, czy zawsze słońca? Częściej chmur posępnych... W nowych brzaskach srebrnych odprawiają się misterja tajemnicze, a dzień spełnia często to, co noc wywróży...
Zamyślony księżyc wsunął się do komnaty Gizełli a wraz z nim spłynęły cienie dziwne, mgliste jakieś i okrążyły korowodem łoże królowej. We śnie odczuwała ich obecność tak silnie, że ocknęła się, otwierając oczy. W smudze jasnej, niekończącej się, jak mleczna droga, ujrzała wyraźnie dumną postać Swena, idącego do niej z białemi różami, a dalej jakby we mgle Srebrnego Hełmu majaczące twarze Luisela, ojca, Ksywiana, Homwerina... Hedwisi... Marty... i jeszcze jakieś duchy bławe, nikłe, rozwiewne, całe ich szeregi... Wszyscy płyną ku niej z zaświatów i patrzą na nią tak przenikliwie, że przejmuje ją dreszcz. Chce wyciągnąć do nich ręce i nie może. Dlaczego boi się ich? Wszak są to ci wszyscy ukochani, którzy ją miłowali i z którymi dzieliła wszystkie swe uśmiechy i całe szczęście młodości swej... Nie! w oczy Swena będzie patrzyła długu i wyzna mu to wszystko, czego przedtem wyznać nie mogła. Nagle zamajaczyła w tumanie srebrzystym tragicznie bolesna twarz Rogera ze straszną krwawiącą raną na czole...
— Co to jest? Oni nie żyją?! — krzyknęła Gizella i zerwała się przerażona z łóżka.
— Wszyscy przyszli do mnie... Gdzie ja jestem?
Zedzewa...
Uczuła chłód w żyłach i pot zimny kroplisty na czole.
Duchy znikły, jak wiew przelotnego obłoku.
Cisza głucha była dokoła. W pokoju unosił się wyraźnie zapach róż...
Wtem w progu stanęła hrabina Inara.
— Najmiłościwsza pani nie śpi?
— Nie mogę.
— I ja nie mogę spać. Coś mnie gnębi, trapi. Miałam wrażenie, że najmiłościwsza rozmawiała z kimś...
— Tak, Inaro, już wszyscy przyszli tu do mnie...
— Kto?
— Wszyscy, których straciłam... spłynęli do mnie na szlaku srebrnym księżyca i tu snuli się przedemną...
— Ach, jakież są, pani, twoje przywidzenia! Jesteś taka blada, głos twój drży.