niejszy, że opromieniało go słońce odzyskanej wolności. Ale wśród zabaw, wśród mnóstwa wrażeń, czyniących pobyt na Rekwedach śnioną na jawie bajką odczuwało się, jak dzwon ponury, konieczność powrotu do Sustji, do Idania. Gizella zasępiła się, beztroska jej wesołość zagasła. Więc trzeba będzie pożegnać ukochane Rekwedy, gdzie na każdym kroku otaczał ją urok przedziwny, gdzie była stałe w zawrotnym kręgu upojeń i wracać do „Starego Ururga“, do stosunków dworskich osaczających — ją, jak śliskie węże jadowite. Tutaj, na Rekwedach, odżyła na nowo duchem, wyobraźnią, sercem, tutaj doznawała wrażenia, że z cieniów gęstniejących dokoła niej wyszła znowu na pełnię światła, w bezkreśną roztocz szczęścia, jakby powróciła do lat wczesnej młodości, spędzonej w Arwji. Może nie zdawała sobie sprawy z uczuć wielkich poczynających się w niej od chwili powrotu do Awra Rawady księcia Swena, ale uczucia te były dla niej źródłem odżywczem, tryskał z nich ogień, rozlewający w niej rozkoszne ciepło życia. Jakąś pełnią oddychała pierś Gizelli, ale ona nie chciała badać samej siebie, lękając się odsłonięcia welona tajemnicy własnego serca.
Przez cały czas podróży po Rekwedach książę Sweno Wenuczy był ciągle w najbliższym orszaku królowej i towarzyszył jej niemal wyłącznie, ustępując miejsca tylko wtedy, gdy jechała z cesarzem. Sweno posiadał głęboką wiedzę i wielką inteligencję, gruntowną znajomość kraju, a przytem jego historję, legendy i obyczaje, był niezwykle oczytany, znał języki klasyczne, więc oboje mówili ze sobą dużo i ciekawie i w tłumie ludzi czujnych, stale ich otaczających, odnajdywali się wzajemnie w tajnem dla nich samych porozumieniu. I właśnie w tym tajemniczym, nieuchwytnym kontakcie ich, zamykał się czar tak silny, że upajał jak narkotyk, i dawał rozkosz duchową bez jej świadomości. Nikt z najbliższych osób nie odgadywał tej spójni duchowej pomiędzy Gizellą a Swenem, nikt tej subtelnej pieśni dwóch serc nie domyślał się zgoła, zauważono tylko zmianę w usposobieniu królowej, zmianę, świadczącą o jej szczęściu i pogodzie wewnętrznej. Nikt nie przeczuwał, że Gizella śni nowy piękny sen życia, nikt nie odgadywał tego samego w zwycięskim wodzu Rekwedów, jeden tylko książę Wenuczy, ojciec, domyślał się prawdy i ogarnięty coraz bardziej wzrastającym niepokojem, unikał często oczu Gizelli, bał się wzroku króla, odsuwał możliwość pozostania z synem sam na sam.
Polowano z psami na dziki w borze graniczącym z rozległym stepem zarośniętym bujną trawą i kwiatami. Gizella znęcona tym widokiem kazała sobie podać konia i od-
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/18
Ta strona została skorygowana.