Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/21

Ta strona została przepisana.

— Jak ma nas spotkać szczęście, to niech najmiłościwsi państwo odwiedzę, nasze obozowisko. Już my tak was nie puścimy.
Sweno powtórzył prośbę królowej.
— Ależ chętnie uczynię zadość ich życzeniu zawołała radośnie. — Jedźmy tam! Bardzo lubię takie wyprawy.
Była ożywiona, oczy jej promieniowały weselem.
Książę i królowa pojechali naprzód, prowadzeni przez starego Rykossa, cała gromada szła za nimi, wydając nieustanne okrzyki na cześć królowej i Swena, którego tytułowano wprost po imieniu.
Obozowisko było rozłożone wśród gąszczów dzikiej śliwiny i głogów, nad strumieniem, w miejscu nader malowniczem. Dokoła pasły się liczne tabuny koni zdziczałych, opędzanych przez nieletnie pacholęta półnagie, bronzowe od słońca. Rykossi usadowili dostojnych gości na kamieniach okrytych skórami, rozniecili mocniej tlejące ognisko i na znak radości jęli się przed królową popisywać ze swych talentów, śpiewając, tańcząc i grając na jakichś własnego pomysłu instrumentach. Młodisi zaczęli skakać przez ogień i demonstrować swą zwinność w konnej jeździe, polegającej na dosiadaniu w biegu rozhukanych bachmatów. Inni znowu rzucali lasso z tak niesłychaną zręcznością, że Gizella zapaliła się do tej umiejętności.
— Książę, chciałabym się nauczyć rzucać lasso! — zawołała do Swena.
— Nic łatwiejszego — odrzekł książę wesoło i wziął z rąk Rykossa pęk sznurów.
— Książę umie zarzucać?
— Gdym był malcem, najmilszą moją zabawą było urządzanie obozowiska Rykossów, gdyż ci stepowcy równie zaprzątają u nas fantazję dzieci, jak gdzieindziej — Indjanie. Terenem moim było oczywiście Awra Rawady, towarzyszami — chłopcy z pobliskiej wsi... Ale służę wskazówkami waszej królewskiej mości.
Rozpoczęła się nauka. Książę chwycił na lasso kilka koni z tabunu i podprowadził je zręcznie aż do rąk królowej. Głaskała głowy przerażonych bachmatów, nie lękając się zupełnie ich dzikich gwałtownych skoków, gdy chciały się uwolnić od krępujących je więzów. Zresztą nad bezpieczeństwem królowej czuwał Sweno, a objawiał przytem tak wielką troskliwość, że ją to nawet krępowało. Gdy konie zwolnił z uwięzi, Gizella zawołała:
— Teraz ja sama, sama!
Podał jej lasso, zaczęła rzucać wśród radosnych i serdecznych szeptów gromady. Ale próby jej nie udawały