Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/30

Ta strona została przepisana.

Książę Sebastjan załkał głośno.
Po długiej, strasznej chwili Gizelła powstała nagle bez krwi w twarzy, z wyrazem niewysłowionego bólu w oczach.
— Matkę przygotować trzeba... Boże!... jak ona... taki cios...
Wyszła z gabinetu, ściskając dłońmi czoło.
Cesarz podążył za nią.


Opalowe wody jeziora nasiąkły różem zbliżającego się zachodu. Płynny kryształ kolorowych toni zanurzał w sobie ciemne sylwety drzew prastarych, odzwierciadlonych w głębinie, jak smutna dusza ludzka zatapia się niekiedy w marzeniu. Dokoła rozlana była woń wilgotna i taka cisza uroczysta, niezakłócona nawet leciuchnym podmuchem wiatru, jaka bywa w ustroniu klasztornem, gdy srebrna sygnaturka już dawno przebrzmiała a siostry zakonne rozeszły się długim szeregiem do swoich samotni. Zdaleka na jeziorze ciemniała wielka kępa obfitej zieleni, a wśród niej widne były wychylające się nieśmiało smukłe wieżyczki pałacu. Nietylko cisza ustronna, lecz i melancholja dziwna królowała tu dokoła, nadając całemu obrazowi piętno wyłącznej, pełnej smutku, romantycznej legendy.
Z najwęższej części jeziora widok na wyspę kwiecistą i na fronton ślicznego jak bajka pałacu otwierał się rozległy, czarując oczy przechodnia. Biały, smukły pałacyk, pełen wieżyczek, wiszących ukwieconych balkonów, cały w stylu gotyckim sprawiał wrażenie lekkie białego ptaka o ostrych rozwitych skrzydłach.
Tu na wprost fasady pałacowej zatrzymał się powóz odkryty, zaprzężony w parę spienionych koni. Stangret i murzyn na koźle rozglądali się ciekawie, niepewni, nie widząc nikogo. Z powozu wychyliła się smukła postać Gizelli cała w czerni. Widząc zakłopotanie służby, rzekła z uśmiechem:
— Zaraz nas dojrzą z baszty, poczekajmy.