Jakoż istotnie w oddali na brzegu wyspy ukazało się kilku ludzi, a w chwilę potem po gładkiej tafli jeziora jął się sunąć szybko jak wąż błyszczący łuską, wąski, ze stalowych prętów pleciony most, prężąc się na linach zanurzonych w wodzie, niby napięta taśma gładka, szklista. Jednocześnie prawie z rozsuwaniem się zwodzonego mostu szło po nim kilku paziów w biało-błękitnych strojach i — dwóch tęgich forysiów. Gdy most połączył się z brzegiem, paziowie wydali okrzyk powitalny i trzymając podniesione w górę aksamitne kapelusze z białemi piórami, ustawili się wyprostowani w dwa szeregi. Forysie chwycili konie powozowe za uzdy i prowadząc je krótko, wstąpili na wąską szarfę kołyszącego się nad tonią mostu... Powóz sunął zda się unoszony przez siłę magiczną, wyspa wyrastała przed nim w rozległy ogród zieleni, mając już na swem tle malowniczo ubranych paziów i zagłębioną w poduszkach powozu żałobną postać Gizelli.
Jechała tu sama poważna i zamyślona, ale na widok tego jeziora i tej wyspy, zasypanej różami, zasmucone jej oczy ożywiły się, usta rozchylił uśmiech.
Gdy powóz zjechał z mostu na brzeg wyspy, z altany, umieszczonej dyskretnie wśród krzewów, nad wodą, wyszedł król Luisel arwijski w jakimś fantastycznym stroju i skłoniwszy się cesarzowej z widocznem uszczęśliwieniem, wyciągnął do niej ręce i, sam pomógł jej wysiąść z powozu.
— Witam cię, królowo Rekwedów, ukochana siostrzyczko i przyjaciółko jedyna! — zawołał, całując jej ręce. — Jesteś mi teraz bliższa tym nowym tytułem, bo najpierw wielbię Rekwedy narówni z tobą, a po drugie zdaje mi się, że jako królowa jesteś bardziej dawną rusałką z pod Srebrnego Hełmu niż monarchinią z zapleśniałych murów Idania. Witam cię w moim „Śnie Łabędzia“ a wiedz, Zili boska, że tylko dla ciebie otwiera on swoje podwoje zawsze i bez zastrzeżeń.
— Rzadko w taJkim razie miewasz gości, mój Luiselu. Ale uszanowałam twoją samotność i twój kaprys i jestem tu sama, jak widzisz, jedynie ze stangretem i wiernym Achmedem.
— Niechże mu moja wyspa wyda się zakątkiem ojczystym. Ale ty, Zili, jesteś tak zgaszona, w tej czerni przypominasz cyprys, owity welonem nocy. Oczy twoje promienieją żarem twego serca, lecz przesłania je leciuchna mgiełka smutku. Czyżby zgon i pogrzeb Ksywiana rzucił na ciebie tyle kiru i przeistoczył cię w Niobe?
— Ach, Luiselu, to były nad wyraz ciężkie przeżycia, nie uwierzysz, ile cierpiałam.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/31
Ta strona została przepisana.