— Ojcze!
— Wyglądałem ciebie... chciałem powiedzieć ci przed zgonem, abyś... zaniechał myśli... która wtedy na baszcie...ty wiesz... I dlatego wyznałem to... królowej...
— Ojcze!!! Jej?!
— Tak... prosiłem ją... by słowa moje... ostatnią prośbę moją powtórzyła tobie...
Sweno patrzał na ojca oniemiały, blady...
— Ona ciebie kocha, Sweno... kocha... bardzo głęboko, poważnie. Dziś możemy wszystko wyjawić sobie... Wiem, jak ty ją kochasz... chciałeś umrzeć, gdy ona... miała zostać matką maleńkiej Marjoli... Zwątpiłeś wtedy... rozpacz i ból szarpnęły tobą zbyt silnie... już drugi raz w życiu... o Boże, Boże... czy wytrwasz synu... mój najdroższy?
Młody książę miał twarz groźną, odwrócił głowę i patrzył w przestrzeń, szarpał się mocował w duchu, usta mu lekko drżały. Milczał.
Starzec znowu przemówił.
— Ona cię kocha oddawna... nie zdradziła się przedtem... nigdy... ale ja rozumiałem, że kiedy nie pytała o ciebie, to... chciała wszystko wiedzieć o tobie... I w niej jest męka... gorsza stokroć... ofiarna... Wszak jest żoną, matką... i pozostanie nią na zawsze... da ogółu, dla dzieci, dla pozoru... nie można inaczej... a tyś ją krzywdził, kochając egoistycznie...
Sweno wybuchnął:
— Kochałem ją i kocham jak szaleniec, do obłędu, ojcze mój! Wybaczyłbym jej grzech śmiertelny, całowałbym stopy jej za to tylko, że istnieje, za łaskę widzenia jej, za świadomość obecności jej ducha na ziemi! Byłem szalony wtedy, przed dwoma laty... Męska, piekielna zazdrość, że ona należy do tamtego, rwała mnie na kawały! Wierzyłem wtedy, wierzyłem święcie w cud jej serca objawiony dla mnie, upajała mnie ta wiara w jej uczucie wyłączne.
Gdy doszła ta wiadomość z Doken, że ona nosi w łonie dziecię Ottokara, we mnie zrodziła się myśl straszliwa. Czyżbym był jej igraszką, fantazją?... zapytałem siebie i... pragnąłem zginąć.
— Odwiodłem cię wtedy od złej myśli, bo... zabijając siebie, zabiłbyś ją w opinji świata... I dziś i na zawsze pamiętaj, Sweno... jej cześć kobieca... jej cześć królowej, świętą jest i nietykalną... Pamiętaj!!...
Sweno wyprostował się dumnie, twarz mu zapałała, patrzał groźnie.
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/64
Ta strona została przepisana.