Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/66

Ta strona została przepisana.

Gizella wsparta była na ramieniu Swena, oboje milczeli pod wrażeniem ostatnio przeżytej chwili. W pewnym momencie on przysunął ją silniej do siebie i wolną dłonią przykrył jej rękę, opartą na jego ramieniu. Łzy oszkliły jej oczy, czuła jego wzrok na sobie i nie śmiała podnieść rzęs. Na jakimś zakręcie alei zostali sami. Sweno pochylił się gwałtownie i dłoń jej, którą trzymał, przycisnął silnie do ust. Stanęli. Chwycił drugą jej rękę i naraz obie zaczął tulić do rozżarzonych warg, podnosząc je ku sobie i chyląc ku nim płonącą głowę...
— Gizello... wiesz wszystko... odczuj... wybacz... ukochana...
Zatrzęsła się na ten szept jedyny, pierwszy.
— Ja cię rozumiałam... Sweno... — wionęły jej ciche słowa.
Wenuczy usunął się do jej stóp. Jak obłąkany zaczął całować jej suknie, objął jej kolana i czoło do nich przytulił.
— Bóstwo moje najświętsze! Jedyna, najcudowniejsza, — umiłowana moja! — usłyszała zdławiony głos jego, lecz w tej chwili ściskając czoło Swena w swoich dłoniach, opamiętała się... zalana łzami.
— Idźmy już, idźmy! — zawołała gorączkowo, cała drżąca i odsunęła lekko od niego, z przemocą woli i męką...
Powstał zmieniony, blady, zatrzymał jej rękę, ucałował ją krótko, gorąco, wziął ją pod ramię i — poszli do przystani, milcząc.
Gdy Gizella odjechała, Sweno stał jeszcze na brzegu długo, i śledził statek oczyma rozjaśnionemi blaskiem najwyższej miłości, aż mrok zasłonił rzekę szarym gęstym tumanem i latarnia statku zmalała i znikła zupełnie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W kilka dni potem w kaplicy zamkowej Awra Rawady, pełnej rzęsistych świateł i kwiecia, spoczywał snem wiekuistym książę kasztelan Wenuczy. Lud okoliczny dążył tu ze wszystkich stron procesjami cisnął się tłumnie do wnętrza. Żałobne wzniesienie otaczali magnaci, szlachta i kilka osób z dalszej rodziny znakomitego zmarłego. Do księcia Swena, stojącego nieco na uboczu, w ponurem zamyśleniu, podsunął się stary burgrabia Tolomed i szepnął cicho:
— Najmiłościwsza nadjeżdża z Doken.
Magnat zerwał się i wybiegł z kaplicy. Prywatny powóz królowej stał przed portykiem. Przyjechała tylko z hrabiną Inarą. Kamerdyner zeskoczył z kozła i wyjął