Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Książę Sweno stał z drugiej strony wzniesienia, twarz miał szarą, jakby dymem zasnutą, powieki przymknięte, w rysach chłód marmuru i wyraz skrzepłej w nadludzkim wysiłku woli...


Wyspa grecka tonęła w błękitnem zalewisku powietrza i morza, lazurowe głębie odbijały w swoim płynnym krysztale wymarzoną świątynię Heljosa. Wschód słońca rzucał na te błękity morelowe refleksy, aż marmury pałacu nasiąkały różem, kolumny zasię smukłe, rzeźby doryckie, perestyle i kapitele wydawały się w tej dwoistości światła błękitnego i złotoróżowego, jakby utkane na kanwie przeźroczych mgieł. Boska, wiecznie młoda natura, śpiewała pieśń radosną, w powietrzu dźwięczały melodje arkadyjskie, niebo, morze, góry, wyspa cała — wszystko tchnęło tym rytmem jedynym, jakim poezja zdolna jest unieść duszę w kraj wizji.
W komnacie półkolistej, jedną połową rozwartej całkowicie na pełnię morza, siedziała królowa Gizella, spędzając ranne swoje godziny. Biała, luźno zarzucona szata i włosy rozpuszczone, kładące się na pluszowym kobiercu u stóp królowej, czyniły ją tak niewypowiedzianie uroczą, jakby wybranką niebios. Za nią stała służebna, czesząc zwoje pachnące jej włosów, opodal siedział lektor Grek, doktór filozofji Chryzjos i głośno czytał jakiś pergamin. Gizella wachlowała się lekko dużym wachlarzem z czarnych długich piór, myślami biegła w te wyżyny, w jakie wznosiła się tęsknota, wyśpiewana przez poetę dawnych zamierzchłych lat. Jakże marzenia, porywy i niezaspokojone pragnienia tego pieśniarza z przed wieków były bliskie jej sercu! I jej miłość głęboka, w niezaspokojonej tęsknocie zawarta, nie zasnuła się mgłą oddalenia, żyła w całej swej mocy i kwitła w niej stale, podsycana uroczą gamą wrażeń. Dziś w owej, wiecznie tęsknej i cichej melodji duszy odezwał się inny ton, brzmiący nadzieją, radością, szczęściem... Dziś, za kilka godzin, ujrzy tego, który duchem jej zawładnął,