jak mocarz-czarnoksiężnik, i z którym duchowo porozumiewała się stale na odległych przestrzeniach siłę jakiejś nadzmysłowej spójni.
— Dziś ujrzę Swena... uświadamiała sobie co chwila i wówczas na myśl tę czuła wielki niepokój, jak i szaloną radość.
Zanim Chryzjos skończył czytanie, na galerji zewnętrznej rozległ się wesoły szczebiot dziecięcy. Do pokoju wbiegła czteroletnia dziewczynka o oczach matki, nalanych fioletem, a za nią czternastoletnia księżniczka Beata, obraz ojca o orzechowych bystrych źrenicach i ładnych rysach twarzy. Za siostrami wszedł z wędkę na ramieniu młody księżę Roger, ładny, smukły chłopak, mający teraz minę małego nadąsanego dziecka. Doktór Chryzjos powstał i złożył ukłon młodym książętom, witany przez nich wesoło.
Gizella zaczęła wypytywać dzieci o wrażenia, z rannego spaceru, gdy nagle Mariola klasnęła w rączki i, zeskoczywszy z kolan matki, wsunęła się szybko pod faliste zwoje jej włosów.
— Mój namiot! Mój namiot! — zawołała ze śmiechem, ukryta istotnie, jak w namiocie. — Rogo, Beti... szukajcie mnie! Miurle w lesie... Miurle zabłądziła!...
Zaczęła się udana gonitwa i poszukiwania. Gizella zwracała roześmianą twarz na obie strony, bo Miurle to tu, to tam wychylała główkę i kryła się nanowo z wesołym szczebiotem. Wreszcie Roger machnął ręką.
— Przestańmy, bo mateczce włosy poplaczemy; za piękne są dla takiej zabawy, Miurle, proszę wyjść z lasu, dosyć tego barbarzyństwa!...
Dziewczynka rozsunęła falę włosów i wyszła nadąsana.
— Mateczko, tatuś tak lubi, jak się bawię w twoich włosach, a Rogo mi nigdy nie pozwala. A czemu tatusia jeszcze niema, dlaczego nie przyjeżdża?
— Już za chwilę, dziecinko, zobaczycie tatusia, okręty zaraz nadpłyną, — odrzekła Gizella, całując swoją pieszczotkę.
Wtem rzekła Beata:
— Mateczko, profesor Homwerin, choć taki bardzo słaby, już wstał i siedzi na tarasie pod cyprysami.
— Pójdziemy do niego! — zawołała żywo królowa.— Dotkorze, proszę cię, idź z dziećmi, ja zaraz również nadejdę.
Rozkazała służebnej przyspieszyć układanie włosów i ubrała się.
Profesor Homwerin, złożony niemocą, już od dłuższego czasu, dogorywał w Heljosie. Nie chciał wracać do swojej
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/69
Ta strona została przepisana.