Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/72

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli chodzi o zachowanie stylu epoki, wyobrażonej w tym oto pałacu, to zdaniem mojem i władczyni jego winna przybrać odpowiednie miano.
— To znaczy Afrodyty, Hery, Amfitryty?...
— Nie! — zawołał z patosem Ottokar. — Cesarzowa Sustji i królowa Rekwedów będzie nosiła w trawestacji greckiej miano tego pałacu: Heljos!
— Doskonale, Heljos! — przyklasnął Luisel. — Tem imieniem odrywamy się, droga kuzynko, od spraw tego świata, — zwrócił się do Gizelli z kurtuazję, spojrzawszy przelotnie na Swena, — bo istotnie jesteś słońcem, ale... świecisz chętniej w stronie południowej niż w północnej.
— Czy można zakreślać słońcu prawa? — odrzekła, śmiejąc się, Gizella.
— Oczywiście, nie. Ale niechże już Heljos-Gizella nie czyni wyjątków w strefie południowej.
Zrozumiawszy intencję tych słów, Gizella poczerwieniała, jak szkarłat, Sweno był naturalny, tylko fałda pionowa między jego brwiami pogłębiła się i stal wzroku, gdy spojrzał w oczy króla, przyćmiły lekko nasunięte powieki.
Rozmowa dalej potoczyła się swobodnie.
Luisel obserwował Swena i Gizellę bardzo dyskretnie, ale uważnie i z zawiścią, ukrywaną w subtelnej nieraz ironji.
Gdy wieczorem biesiadnicy zasiedli do uczty na wielkim tarasie z różowego marmuru nad morzem, wyspa otoczyła się wieńcem ukwieconych łodzi, oświetlonych pochodniami. Pałac zajaśniał illuminacją kolorowych lamp, w gaju cyprysowym ukazały się chóry śpiewaków w greckich strojach, snując się alejami, zewsząd odezwały się słodkie perliste tony harf. Mocny zapach kwiatów, wino, muzyka, śpiewy i podniosły nastrój biesiadny, jaki rozmową swą umiała wytworzyć Gizella, sprawiły wrażenie, że w mrokach wiekowych ożył bajeczny Olimp, i od tego momentu rozpoczyna się nanowo legendarny wiek jego poezji.
To też cesarz Ottokar, odurzony ucztą i jej czarami, pod wpływem wina, obdarzał jak grecki bóg wyjątkową swą łaską księżniczkę iralską, Adrjannę Regezy. Ona ze swej strony kokietowała go z wyrafinowaną maestrją, podniecając każde jego pożądliwe spojrzenie kształtami białego ciała, odsłaniającemi się ponętnie z pod greckiej ognistego koloru szaty. Jej włosy jak płomień rude, strój bachiczny niemal, i zmysłowość dysząca w niej, jak woń w półrozchylonym kielichu kwietnym, otumaniły cesarza i pociągały go obietnicą rozkoszy w zapamiętały wir szału.
Po uczcie towarzystwo rozpierzchło się w ogrodach Heljosu, gdzie nie ustawały śpiewy i muzyka, gdzie oszoła-