— Mój rumak skoczyłby nawet w morze, jak delfin, ale wasza królewska mość zbyt śmiało narażała siebie.
Nagle król Luisel zaczął wołać, wskazując kwitnące granaty.
— Patrzcie, patrzcie! Co za cudowny pejzaż! Skąd ta postać?
Spojrzeli wszyscy.
Z pod drzew wysunęła się młoda, dorodna dziewczynka w białej, prostej sukni, niosąc na głowie okrągły wielki kosz, pełen purpurowych kwiatów. Szła wolno, z oczyma szeroko rozwartemi ze zdumienia, spoglądając wyłącznie to na Gizellę, to na Swena, którzy na swych wierzchowcach, zawieszeni prawie nad urwiskiem, wyglądali, jak dwa bajeczne zjawiska. Wyraźny zachwyt odmalował się w ciemnych, dużych oczach dziewczyny, a twarz jej o złotawej cerze oliwki pokryła się rumieńcem. Nagie, widocznie na błyskawiczną myśl jakąś zerwała kosz z głowy, wdrapała się zwinnie na wiszar nadbrzeżny i całą masę purpurowego kwiecia granatu rzuciła pod kopyta wierzchowców Gizelli i Swena, potem schyliła się szybko i, chwytając oburącz bogaty pęk kwiatów, część ich podała do rąk królowej, resztę do rąk księcia. Stało się to tak szybko, niespodziewanie, że całe towarzystwo zastygło w niemym podziwie. Sweno zaś i Gizella, oboje w nagłym rumieńcu zaklęci, spojrzeli na siebie zdumionem, pytającem spojrzeniem.
Dziewczyna podniosła ku nim twarz piękną, rozjaśnioną zagadkowym uśmiechem. Oczy jej miały wyraz dziwny, zawołała jakby krzykiem rozpaczy.
— Kwiaty granatu przysporzą wam szczęścia!... Tak mało go na ziemi!... Wszystek kwiat zerwać jeszcze za mało!... Życie wasze będzie płonęło jak ten szkarłat, dopóki nie spłonie na stosie ofiarnym, ale... ale przedtem ujrzycie kwiaty granatu... jak ja...
— Kim jesteś, dzieweczko?... — zapytali prawie razem przejęci jej szczególnemi słowami, królowa i Wenuczy.
— Żeglarza szukam... — odrzekła tajemniczo, przesunąwszy ciekawie przeciągłe spojrzenie po obecnych i... naraz, zanim kto zorjentował się, ukryła twarz w dłoniach, biegnąc ku morzu naoślep, szaleńczym rzutem runęła w przepaść.
Gizella wydała okropny okrzyk przerażena i jednocześnie ze Swenem zeskoczyła z konia... Ottokar, Luisel i paru innych mężczyzn zeskoczyli również, spiesząc nieszczęśliwej na ratunek, ale było już zapóźno. W głębiach morkich błysnęło bielą targaną prądem i... czerwieniły się już znowu tylko zachodnie łuny słońca...
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/79
Ta strona została przepisana.