Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/89

Ta strona została przepisana.

Sweno skłonił się i rzekł z żywym zapałem i energją.
— Jestem gotów wszędzie i zawsze pomóc ci, pani. Ale radzę nie zwlekać ani chwili, gdyż położenie króla jest bardzo poważne.
— Tak, tak, dziś jeszcze wyjeżdżam do Arwji. Nikt o tem wiedzieć nie będzie... Ja go muszę ocalić! — powtórzyła Gizella z mocą.


W ogrodzie małej ustronnej willi, wynajętej pod miasteczkiem arwijskiem Aiding, położonej nad brzegiem jeziora, które odgradzało willę i dalej odsuniętą, mieścinę od zamku królewskiego Reeg, cesarzowa Gizella oczekiwała zaufanego dworzanina króla Luisela. Chciała upewnić się co do poczynionych przez siebie zarządzeń. Jakoż wieczorem o oznaczonej godzinie dworzanin przybył, zachowawszy wszystkie warunki ostrożności, nawet zmieniwszy zwykłe swe ubranie na strój rybacki. Cesarzowa zapytała go zciszonym głosem:
— Czy wszystko gotowe? Czy król zna dobrze kierunek, gdzie oczekują na niego konie?
— Tak, najmiłościwsza pani. Stangret króla ze Swantajn i murzyn Achmed, konno będą oczekiwali w zaroślach nadbrzeżnych, konie są wyborne, powóz lekki, zakryty, noc zapowiada się jasna, w zamku nikt się nie domyśla.
— Przeprowadzi pan jednak króla do ukrytej łodzi?
— Tak jest, może nawet uda mi się przewieźć króla na ten brzeg do zarośli.
— Byleby doktór Noger nie przeszkodził, Wówczas wszystko byłoby stracone.
— Niema obawy, najmiłościwsza pani. Doktór jest znudzony nieustannemi spacerami króla, nie może mu nadążyć i unika tego, tembardziej, że park ze wszystkich stron, prócz jeziora, otaczają, stróże. Przyzwyczaili się już tam do widoku króla w parku, oczywiście także pod strażą. Dzięki pewnemu manewrowi z mojej strony, ja właśnie dziś czuwam nad królem... Niewiem, czy będą z te-