A ten tam na ambonie mówi i mówi... potoczyście płyną słowa teologa. Biskup skierował zaciekawiony wzrok na profesora. Cisza w kościele uroczysta, kaznodzieja mówi:
„Bądź dobrym robotnikiem, sumiennym wykonawcą.“
— Jestem dobrym robotnikiem i wykonawcą — myśli ksiądz Józef.
„Ale bądź przedewszystkiem czcicielem ubóstwiającym, wyznawcą Boga, bądź dobrowolnym niewolnikiem wiary, której służysz.“
— O... to już trudniejsze, tego... nie potrafię!... — błyska myśl.
„Serce swe i duszę oddaj Bogu, w Bogu żyj, służ Mu, niech Bóg będzie twem istnieniem, jaźnią twoją.“
Znowu myśl:
— Czy i on tak się ciągle Bogiem obkłada?... Ksiądz Józef pogrążył się w sobie. Zamknął oczy. Niezbadany sezam wiedzy otwierał przed nim swe podwoje. Czy ukaże mu cenny skarb?...
Ktoś odkaszlnął parę razy, ksztusząc się nienaturalnie.
— Oczywiście Zuza! — poznał ją po głosie prymicjant, lecz nie wypadało mu spojrzeć w tę stronę...
A ten tam mówi i mówi. Unosi się, zapala, szczere złoto sypie w ludzkie dusze, porywa nawet biernych.
Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.