Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

czem. Nawał pracy nie pozwalał młodemu księdzu odwiedzać Rządek zbyt często, Merwicz przeto bywał na wikarjatce kilka razy na tydzień. Zjawiał się na posiedzeniach w świetlicy Gołębia, gdzie go zawsze mile witano, miał bowiem dużo do powiedzenia. Ksiądz Marcin zachęcał go do tego. Na wikarjatce zaś Merwicz i wikary prowadzili z sobą długie rozmowy i narady. Z tych narad wyłaniała się zawsze jakaś nowa myśl, która rzucona potem na zebraniu wśród chłopów, przeobrażała się rychło w czyn.
Ale nie tylko o czynach społecznych i działaniu wśród ludu rozprawiali dwaj przyjaciele, w swych intimnych debatach. Przedmiotem ich dysput, gorących nieraz, były najczęściej tematy z dziedziny metafizyki, psychofizjologii, psychopatji a nawet spirytyzmu, medjumizmu, okóltyzmu i t. d. Do zagadnień podchodzili z wielkiem zamiłowaniem i dużą wiedzą, nie czynili jednak żadnych doświadczeń w tej dziedzinie. Ksiądz Marcin lękał się skutków, nie z powodu swej głębokiej wiary, której nie abstrahował od danych zjawisk i nauki, lecz z obawy by owe zagadnienia nie uniosły go zbyt daleko poza jego cele właściwe. Jednakże obaj z Merwiczem odnaleźli w sobie duże zdolności telepatyczne. Odgadywali swoje myśli nawet na odległość. Często poddani, bezwiednie może, jednakowej sugestji, porozumiewali się zaświadomie na odległość. Objawy