Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

dawno tu był, suchy, bo zawsze suchy ale zdrów. Pewno się przeżarł wilją.
— Bardzo ciekawą twarz ma ksiądz wikary — rzekł w zamyśleniu ksiądz Feliks — słyszałem o nim od furmana, który mnie wiózł, że to dusza niepospolita... istotnie, odczułem w nim przez ten moment coś... coś takiego...
— Ot nie bredziłbyś asan!... — ofuknął kuzyna Szulski — tamten słyszy jakieś głosy wołające a ten, znowu odczuwa dusze niepospolite!... Tere, fere!!! Jedz oto lepiej niepospolitego i niepospolicie usmażonego okonia. Jeszczem też takiego pomiędzy okoniami nie widział. Imperator! mówię wam. Tyle mięsa, że i oście gdzieś przepadły... Agnusia dolewaj węgra! Taką rybę imperatorską tylko się takim starym maślaczem zapija. Oo! nie zazdroszczę jazdy temu niepospolitemu narwańcowi. Patrzcie, ile śniegu na oknie? Coś mi się zdaje, że ten śnieg jest różowy. Czy to aby nie pożar?
— Nie, to węgrzyn maślacz — odrzekł ksiądz Feliks z odcieniem ironji.
— Węgier, powiadasz?... O... nie kotku. Węgrzyn taki jak ten, o... patrz! to dukat złoty. Toczy się do gardła tak samo gładko jak do sakiewki i z sakiewki, ale wtedy jeszcze gładziej. Agnusiu dolewaj! gdzie ta fryga Amelka, pewno gdzieś coś pałaszuje... a kieliszki puste... Pij proboszczuniu, wstawiaj szkło w twarz! tak się