Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

ją purpurą i nasycę blaskiem uczucia, gdy będę znowu przy niej.
— Eno moja!!
— Tak myśl zawsze. I chyba wtedy mógłbyś się zaniepokoić i zatrworzyć, gdyby... gdyby ta magnolja nagle ożyła i zakwitła ci na nowo całą krasą swego piękna. Wtedy dopiero mógłbyś stracić wiarę w moją miłość i wierność. Nie wcześniej!
Spojrzała mu głęboko w jego, przyciemnione rzęsami, źrenice.
— Radi, nie patrz tak na mnie. Czyż możliwem jest by ta magnolja gdy uschnie ożyła na nowo i zakwitła? Wszak to nieprawdopodobieństwo — nieprawdaż? Niepodobieństwem przeto jest wygaśnięcie mojej miłości dla ciebie.
On przytulił ją mocno do siebie.
— Eno moja, umiesz trafić do serca, które w tobie tylko widzi swoje życie i swoją przyszłość. Eno, ty wiesz, że moja miłość dla ciebie jest tak potężna, tak święta i twórcza, że nawet, nawet potrafiłaby przemienić zeschłą roślinę... w bujny świeży kwiat!
Opletli się uściskiem, usta ich padły na siebie jak dwa płomienie i chłonęły się wzajemnie.
Złoto-purpurowy krąg słońca spływał w morze, coraz głębiej, głębiej a bezmiar wód ogarnięty blaskiem czerwieni stał się jak jeden ocean ognia. Zapach kwiatów pomarańczowych odurzał upo-