Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

usiadła mu na ramieniu i jęła mu muskać twarz jednem skrzydłem, jakby go pieszcząc. Wzdrygnął się pod dotknięciem aksamitnych piór i odpędził ptaka.... Wionęło chryzolitem, obrażona papuga usiadła w pobliżu na gałęzi bambusu i patrząc podejrzliwie czarnem, jak paciorek oczkiem na Konrada, jęła skrzeczeć żałośnie.
Konrad na nowo przeczytał list Eny.
— Nie, nie! przecie tu nic złego nie ma... po prostu trochę lakonicznie napisała... może śpieszyła się by prędzej wysłać list, na który czekałem z upragnieniem. Wszak ona musiała to odczuwać, że tęsknota moja staje się już zabójczą... W pośpiechu pisała te słowa i dlatego są one jak martwe. A może chora?...
Ogarnął go lęk.
Zaczął uważnie rozpatrywać list, badał go jak grafolog.
— O jakie te litery dziwne... stawiane krzywo, nerwowo... rączka jej drżała... Boże wszak to wyraźne! i ja tego przedtem?... i ja ją posądzałem?... Ona chora, napewno chora!... Boże!...
Konrad zdjął kask, przesunął rękę po mokrem czole.
— Najdroższa moja, co ci jest?
Wstrząsnął się. Przeraźliwy krzyk pawi przejął go nagłym strachem zabobonnym. Zawrzeszczały papugi... Nagle Konrad cofnął się przerażony. Ujrzał tuż przed swoimi oczami sino--