Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

zawoju, w białym turbanie na czarnych włosach. Na smukłych, jak kształty amfory, ramionach, niosła dzban złocisty, pełen w ody z Gangesu. Zgrabnym ruchem prawej ręki podtrzymywała dzban, równie smukły jak jej postać. Szła lekko, przegięta nieco w biodrach wysmukłych, jakby płynęła. Świeżo zapewne odbyta kąpiel w rzece zaróżowiła jej wiotkie, śniade ciało rumieńcem młodej krwi. Bujną falą płynęła snać krew w żyłach dziewczyny, gdyż na widok mężczyzny twarz jej zapłonęła ogniście, jakby padł na nią cały pożar słońca. Źrenice ogromne, bronzowe, spojrzały bystro, ciekawie i wnet pokryła je cieniem gęstwa czarnych rzęs. Zadzwoniły złote, ogromne koła w uszach i bransolety na ramionach. Zwolniła kroku i znowu podniosła na Konrada otchłanie swych oczów. Zatrzymała się, patrzyła na niego wnikliwie, badawczo a słodko.
— Gdzie ja ją widziałem?... Zadał sobie pytanie Konrad.
I oto przypomniał sobie. Widział już ją raz kąpiącą się w Gangesie, o wschodzie słońca. Stała w stalowo-sinej wodzie, dokąd zeszła po schodach Ghatu z różowego marmuru. Cała była jak w marmurze rzeźbiona. Na szyji miała wieniec ze szkarłatnych anemonów, w rękach trzymała purpurowe kwiaty...
Konrad pamiętał jak zachwycił się wówczas tą Hinduską... jak patrzył z radością samego wi-