przez obłędne palce Konrada znikł bez śladu. Ale na biurku był żółty proch, pozostały po suchej roślinie. Otwarty portfel świecił niebieskim jedwabiem, na którym znaczyło się trochę żółtego pyłu.
Długie godziny Konrad przesiedział przy biurku, poczem włóczył się nad Gangesem, powtarzając uparcie białemi ustami:
— W purpurze cudzej miłości.
Był w nim zupełny zanik woli, energji i jakby paraliż myśli... Godzinami patrzał na toczące się wody Gangesu, bezmyślnie przeprowadzał oczami mijających go ludzi, którzy dążyli na Ghaty. Czasem wrzask małp brał za wołanie ludzkie, a skrzeczenie papużek za czyjś bolesny szloch. W ciągu kilku następnych dni nie znosił swego pokoju, bał się go. Często nocował samotnie tuż nad wodą — lub gdzieś na schodach ruin i świątyń. Zachodził do minaretów rozglądając się czujnie by nie spotkać Hindusa-mistyka... pływał łodzią, niesiony przez prąd, z wiosłami położonemi na kolanach...
Ile czasu przeszło w tym jego półświadomym stanie bytu, nie wiedział, kilka dni,... tygodni, czy miesiące?... Było mu to obojętne, jak zresztą wszystko inne... Aż raz gdy po nocy przepędzonej w ruinach jakiegoś pałacu, przyszedł w rannej godzinie do swego domku, znalazł na biurku list...
Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.