dzień, nawet przy obiedzie. Jednak pomimo, że niechęci rasowe same się przez się zatracają, jeszcze, powtarzam, muzyka zabarwia je sympatją, zaciekawia i pociąga do tej rasy siłą swej samoistnej sugestji.
Lubiłam często wdawać się w dyskusje z żydami, gdy sposób słuchania muzyki, objawiony przez którego z nich, zainteresował mnie bardziej.
Przyznaję, że jestem chciwa na wszelkie objawy psychicznej odrębności i pasjami lubię badać intellekt ludzi podległych jakiemuś silnemu wrażeniu, by dojść do pewnej syntezy, mglistej narazie, bo zebranej z drobnych spostrzeżeń, ale dających mniej lub więcej trafny wizerunek duchowy danego osobnika.
Rozmowy takie sprawiały mi często zadowolenie, gdyż charakterystyka moich interlokutorów była nieraz bardzo oryginalna.
Na jednym takim koncercie, szukając miejsca wśród ławek, spostrzegłam zasłuchanego w muzyce tym razem nie żyda lecz japończyka, bawiącego od kilku dni w Krynicy. Było ich tam wprawdzie paru innych, którzy sprzedawali bibułkowe, japońskie latarki i zabawki misternie wycinane, ale ten różnił się od tamtych zewnętrznie. Miał pozory zupełnie gentlemańskie i cechowała go inteligencja, wyraźnie odbita na jego twarzy, bardzo typowej i niepospolitej.
Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.