i inna skala, jej zakresu, która zdolna jest rzucić człowieka tylko... w nastrój.
Japończyk uśmiechnął się.
— Wyraziła to pani delikatnie. Tak, w nastrój, to łagodne wyrażenie. Jabym powiedział ostrzej, że muzyka może cisnąć człowieka nawet w nizinę moralną, powiem jeszcze śmielej, nawet w bagno, w piekło!... i może go rzucić w śmierć, co już jest także wyżyną duchową.
— W bagno?... w śmierć?... Niech mi to pan wytłomaczy — poprosiłam chcąc zbadać jak dalece pojmowanie moje na tym punkcie zgadza się z jego pojęciami.
Japończyk zachmurzył się, wyglądał tak, jakby nad śniadą twarzą jego przeleciał cień. Przemówił głosem matowym, zimnym.
— Byłem na tonącym „Titanic’u...“ jestem jednym z tych co się uratowali z pogromu. W tej — można rzec — wszechświatowej, olbrzymiej katastrofie... dominującą rolę odegrała... muzyka.
Przeniknął mnie dreszcz, jakiego doznaję zawsze, gdy mowa o „Titanic’u “.
— Słyszałam o tem — rzekłam cicho.
Japończyk żachnął się.
— Żadne opowiadania nigdy nie mogą dać właściwego wyrazu tej tragedji, którą przeżywałem a w której mnóstwo ludzi znalazło śmierć. Nie będę opowiadał przebiegu katastrofy, w małej
Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.