Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

panowania. Był im ostatniem pożegnaniem ziemi oraz powitaniem nowego życia w zaświatach.
— Pani jest teraz na „Titanic’u“ — zbudził mnie znowu głos japończyka.
— Tak, jesteśmy tam zdaje się oboje?
— Jesteśmy oboje, pani. Ile razy wspominam tę noc misterjum „Titanic’a“ zawsze słyszę tę cudowną nadziemską muzykę... Szczególna rzecz, że „Titanic“ był od początku wypłynięcia z portu.. pod znakiem muzyki... Gdy opuszczaliśmy Cherburg grała orkiestra na statku i grano w porcie... Już nie pamiętam co grano... lecz wiem to jedno, że muzyka tamta była również niezwykła, działała bowiem przygnębiająco, była jakby złym omenem... coś wróżyła... Smutek przedziwny rozsnuła dokoła odjeżdżających i żegnających nas w porcie... Odczuło to mnóstwo osób na brzegu, a głównie prawie wszyscy pasażerowie „Titanic’a“.
Nagle zawołał z żywością.
— Otóż, proszę pani, przykład, czego może dokonać muzyka!... Może, jak mówiłem, wynieść człowieka na wyżyny duchowe nie tylko piękna, ideału, twórczości i szczęścia, ale nawet rzucając go w śmierć!
— Przyznaję to panu w zupełności. Lecz była jeszcze i trzecia alternatywa działania muzyki na wrażliwość ludzką, tej mi pan nie wytłomaczył.