jest osobą zachodnio-europejską, ten superlativ, zauważony przezemnie odrazu, skłonił mnie do rozpoczęcia z panią rozmowy, wtedy, podczas słuchania Wagnera. Bo jednakże my, japończycy, tu w Polsce, prawie na równi z murzynami wywołujemy sobą ciekawość tłumu, bardzo podobną do zwykłego gapiostwa. To nie bywa przyjemne. Niech pani choćby teraz spojrzy dokoła,... wszystkie oczy skierowane na nasz stolik. Zdaje się nie będę zarozumiałym, gdy obserwacje te zanotuję na swój rachunek.
W głosie jego zadrgała ironja.
— Tak, pan tu jest sensacją — potwierdziłam ubawiona.
— Nie — przerwał gorączkowo — sensacją jest to, że siedzę z panią — Polką. Jaka może być, według tych obserwatorów, łączność między polską damą a japończykiem, w dodatku na dancingu? Co innego gdy damy na deptaku otaczają japończyka sprzedającego bibułkowe latarki, wtedy on jest na miejscu, nieprawdaż?... Ale japończyk w cukierni, w towarzystwie damy, polki, oboje z wszelkiemi danemi przynależenia do kultury, wzbudza zdumienie, sensację i zapewne podejrzliwość.
— Przesadza pan i ubiera nas w skóry dzikich ludzi — odrzekłam poirytowana.
— Nie nas — rzekł znacząco — bo panią i jej podobnych wyłączam z tej opinji — lecz ogół.
Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.