Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

i duchowych nizin, więc gdy się wytrwale do nich dąży, za błędnym ognikiem pustoty, wtedy prędzej czy później otworzy się otchłań, do chłonięcia ofiary gotowa i... ofiara najczęściej w nią wpada. Niesłychanie rzadkie są zjawiska by się kto zatrzymał na krawędzi takiej otchłani. Ale jakże często wpływem najbardziej destrukcyjnym, popychającym do podobnej ruiny duchowej, bywa właśnie muzyka, choćby taka... jak ta oto obecna.
Orkiestra grała jazz-band, z brawurą i wrzawą, z roztarganą jakąś zaciętością. Ajudżi Sadio Oktohama milcząc, słuchał przez długą chwilę. Ja milczałam również, rozważając jego słowa poprzednie. Japończyk znowu wlał w siebie mocnej jak smoła herbaty i jął mówić lekko drwiącym tonem.
— Przy takiej oto muzyce plemiona dzikich, gdzieś w tropikalnych okolicach, gdzieś z nad brzegów Kongo, wykonują swój taniec barbarzyński. Murzyni nie potrzebują melodji, potrzebują hałasu, by zaspokoić swe instynkta taneczne, by głosić niemi tryumf wojenny, czy erotyczny, albo opiewać łup myśliwski, jakąś gastronomiczną uciechę. Muzyka taka chaotyczna, bezładna, odpowiednia na banjo lub na piszczałki, jest oto trawestowana na instrumenty europejskie i działa na europejczyków tak, jak alkohol działa na murzynów, których spija aż do utraty zmysłów.