Gdyby... gdyby choć jej nie było. A tu wszystko składało się przeciwnie. Uroczystość zapowiedziana była z wszelkiemi ceremonjami, gorzej, bo na uroczystość tę miała przybyć... ona... Będzie go wzrokiem magnetyzowała i powie mu potem, że wyglądał mistycznie, ale, że mu naprzykład w tym ornacie nie do twarzy, tak jakby mówiła o fraku. Może zacznie żartować z jego miny, prawdopodobnie bardzo zakłopotanej. Bo jakąż on minę może mieć, spełniając ceremonjał z obowiązkową powagą?... Chodzi jeszcze o nastrój i pobożne skupienie, właściwe uroczystości.
Zapewne, nastrój musi być zrobiony, ale chyba aktorskim sposobem...
To odczuje ona... byle nie była blisko, byle jej oczy nie ukłuły go zbyt dotykalnie. Ona posiada taką dziwną moc wzroku. A więc gra będzie aktorską, za którą tamci wyrażą mu uznanie — ona — współczucie nabrzmiałe ironją.
— Ach, jaknajwięcej zimnej krwi!...
Gdybyż można było cofnąć się i wyznać otwarcie, że akt tej uroczystości nie może być oparty na kłamstwie! Ale już zapóźno!... trzeba brnąć dalej. Stać się rzemieślnikiem zdającym egzamin, utrzymać się na tym poziomie, na którym zdobycie patentu rozstrzyga kwestję życiową.
Bo wszak w ciągu tych kilku lat studjów i samozaparcia się, chodziło mu wyłącznie o patent...
Strona:Helena Mniszek - Kwiat magnolji.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.