— Czy znasz Zebrzydowskiego osobiście — spytał Dębosz.
— Ach tak, przecie obaj pochodzimy ze wschodnich kresów. Jego Hłowatyn i Derbyszcze były w innym rejonie niż moje Nowosiółki, ale niedaleko. Znam go, znam, aż nadto! — dokończył Strzelecki odstawiając fotografję. — Oto jest widzisz typowy człowiek przeszłości nawet naszej, szlacheckiej. Bardzo piękny światowiec ale birbant, pustak, letkiewicz niepoprawny. To nie jest człowiek zły, tylko destruktor w całem znaczeniu tego słowa.
Na twarzy Andrzeja odmalował się ponury gniew. Wybuchnął.
— Nie, to nie jest dobry człowiek, skoro mógł tak lekko porzucić taką żonę jak ona!... aby z kochanką?...
Jerzy spojrzał na Andrzeja uważnie.
— Widzę, że wiesz o nim dużo, prawda, że ona twoja koleżanka. Opowiedz, Jędrek, co on tam nowego nabroił. Jestem ciekawy.
Andrzej pod wpływem oburzenia na Zebrzydowskiego opowiedział o Kasi bardzo szeroko, ubolewając nad jej losem. W jednym momencie opowiadania Strzelecki przerwał.
— Poczekaj, czy nie dlatego właśnie byłeś w Wenecji i w Neapolu?
— W Wenecji nie, tam dopiero spotkałem panią Kasię, ale do Neapolu pojechałem istotnie za nią, by nie została zupełnie sama. Czyż mogłem wiedzieć, co się zdarzy?
Gdy opowiadał o odjeździe Wara do Egiptu, Strzelecki zaciął usta.
— Zawsze ten sam!
Gdy Andrzej skończył mówić, Strzelecki machnął ręką.
— No, to teraz Pochleby zgubione i Kromiłów stoi nad przepaścią. Tak to nieszczęśliwa kobieta! A gdy on wróci, żona mu zapomni szaławilstwa i daruje zdradę. On zaś zacznie się za nową oglądać.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.