— Dla Tomka pani jest szczęśliwym kilofem losu i on pani zawdzięczać będzie swoją przyszłość, którą w nim przeczuwam...
Kasia rozpromieniła się, gdyż Tomek był jednym z jej celów umiłowanych.
W parę godzin potem Dębosz opuszczał Kromiłów. On, jadąc w mroku wieczornym ściskał rękoma skronie by odzyskać równowagę myśli i uczuć, by rozproszyć tuman płomienny, który przyćmiewał mu oczy.
Kasia w pracowni swojej tworzyła nowe projekty pracy, podniecona zwycięstwem, lecz myśl jej biegła za Andrzejem bezwiednie a cisza głucha w domu potęgowała złudzenie głosu Andrzeja i słów jego, z których czerpała moc. Oboje chociaż znowu oddzieleni przestrzenią byli duchem przy sobie.
Zapadał wieczór majowy. W Zagórzanach gwarno było. Trzody wracały z pastwisk dążąc do swych zagród.
W opłotkach rozlegały się nawoływania kobiet. Na drodze słychać było głosy ludzi, wracających z pól od sadzenia kartofli. Śpiewy, śmiechy mieszały się z rykiem krów, ze skrzypieniem wozów i wrzaskiem bawiących się dzieci. Robotnicy wracali od budowy Domu ludowego, rozprawiając głośno i paląc machorkę.
W zagrodzie Dęboszów panował ruch przedwieczorny. Piskliwie darła się Franka, i grzmiał bas Kadeja im zaś obojgu odgryzał się Felek. W kuchni krzątała się Dęboszowa, gotując wieczerzę. Wszędzie jej było pełno. Jednocześnie dozorowała roboty Franki i parobków. Nakryła w świetlicy do wieczerzy dla syna i co chwila wybiegała na ganek, wypatrując, czy Andrzej nie wraca od budowli. Ale robotnicy dawno przeszli a jego nie było. Wreszcie zgasły ostatnie zorze. Z łąk buchnął zgodny chór żab, roznosząc jakąś słodycz przedziwną, wnika-