Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

jącą do dusz ludzkich radosnym dreszczem wiosennym. Dęboszowa stała na ganku zasłuchana i zapatrzona. Przed nią kwitła czereśnia. Drzewa osypane były bielą kwiecia, o które tłukły się hucząc chrabąszcze. Na topoli obok stodoły rozklekotał się bocian. Cały sad rozkwitły, wonny, jasno-zielony burzył się wiosną, maił kwiatami i brzęczał niewymownem szczęściem rozigranych owadów. Przy ulach był cichy pomruk. Pszczoły układały się na noc, śpiewając wieczorne nieszpory. Dęboszowa uśmiechnięta słuchała tych głosów wiosennych, które odmładzały ją zda się i syciły jej duszę dziwną tęsknotą, zupełnie taką samą jak za lat młodości i szczęścia własnego. Ale oto ogarnął ją żal szczególny. Dlaczego jej syn staje się coraz smutniejszy, dlaczego ten dawny wesoły zawsze Jędruś zatracił gdzieś pogodę i wesele. Jest zapracowany to prawda, ale dawniej pomimo pracy był zawsze wesoły. Teraz zmienił się bardzo. Matka czuła, że go coś nurtuje. Nie mogła odgadnąć przyczyny smutku. Pytała parokrotnie lecz on zbył ją pozornym humorem zapewniając, że jej się tylko zdaje.
Przestała pytać. Bolało ją to, że dawny szczery Jędrek stał się skryty. Dęboszowa nie miała już w postępowaniu z synem poprzedniej swobody. Była ona kobietą prostą lecz odczuwającą głęboko stan duchowy syna. Troszczyła się o niego a najbardziej męczyła ją niepewność i nieświadomość tego co mu jest.
— Dlaczego nie przychodzi — pytała teraz nasłuchując czy nie rozpozna jego kroków, gdyż zawsze wracał przez łąkę i sad naglądając jednocześnie na budynki.
Wieczór stawał się coraz bardziej przepojony zapachami wiosny. Z łąk i olszyn nad rzeką słychać było kląskanie słowików. Opary białe wznosiły się nakształt obłoków. Cisza wieczorna pełna melodji otuliła całą wieś.
— Co mu się stało, gdzie on jest? — niepokoiła się Dęboszowa gotując w kuchni wieczerzę dla służby.
Wszedł pierwszy Kadej i zaraz zagaił.