Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

minął. Poczuł teraz nagłą niechęć, do niej i do siebie. Powstał prędko.
— Cóż to, już pan nie czyta?...
— Zapomniałem, że w maju panny nie lubią gazet, wolą słowiki.
— Pewnie, szczególnie gdy gazety stają się nagle tak interesujące...
Andrzej zaśmiał się ubawiony.
— Oo, już pan zębami błyska jak wilk! Z panem strasznie trudno. Albo zaraz wszystko w żart obróci, albo spojrzy tak, że ciarki przejdą człowieka. Nie umie pan z pannami rozmawiać.
— Oj, to prawda! Jestem widocznie bardzo niezgrabny.
— No, no, zaraz to widać co w trawie piszczy. Wszystkim pannom zawraca pan w głowie.
— Ani mi się śni!
— O jaka szelmowska mina! Dobrze, dobrze, cicha woda brzegi rwie!
— Tak, te przysłowia są pouczające — bąknął Dębosz, starając się nie okazać zniecierpliwienia.
Podszedł do radja, gdy Dęboszowa weszła prędko do świetlicy.
— Jędrusiu, list do ciebie, odnieśli z gminy dopiero teraz.
Andrzej chwycił list i nagle zmienił się na twarzy tak wyraźnie, że trudno było tego nie zauważyć.
— Przepraszam panią... list ważny...
Pożegnał już bez ceremonji stropioną nauczycielkę, ucałował rękę matki i poszedł do siebie, pobiegł prawie!
Pannie Anieli zadrżały usta. Już chciała mu poddać myśl, aby ją odprowadził, lecz nie miała odwagi.
— Skąd ten list taki pilny? — spytała bezdźwięcznie Dęboszowej.
— Alboż on mało listów odbiera. Ojej! Od różnych interesantów, panów a kolegów.