Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

mówiła Kasia, lub Tomek przeczytał napis na tabliczce. Chłopak był blady ze wzruszenia. Oczy błękitne miał szeroko otwarte i za mgłą łez, spływających często po dziecinnych policzkach. Znał dokładnie historję obrony Lwowa opowiedzianą mu przez Kasię, więc przejęty był do głębi serca widokiem tych szeregów krzyży i grobów, pod któremi spoczywali jego rówieśnicy i takie same skromne pacholęta. Chodząc podawał Kasi kwiaty, sam je często układał u stóp krzyżów, pytał o różne szczegóły dotyczące poległych i poszczególnych walk.
Był pochłonięty, może pierwsze w życiu tak silne przeżywał chwile. Przy grobach bohaterów bez nazwiska uczucia jego jakby wzmagały się jeszcze.
— Toć tego bidaka to i nikt pewno i nie odwiedza, ino obcy ludzie — szeptał z bólem, kiwając żałośnie jasną główką.
Gdy zatrzymali się przy płycie na grobie nieznanego bohatera, zabranego do Warszawy, Tomek odczytał napis ze zdumieniem...
— A poco jego zabrali stąd i wywieźli tyli świat od jego braci?
Kasia i Dębosz tłumaczyli mu symbol grobu nieznanego żołnierza i opowiedzieli, kiedy i jak odbył się pogrzeb jego w Warszawie. Tomek zaciekawił się wielce, słuchał głęboko zamyślony. Podniósł oczy na Dębosza i rzekł smutno:
— A nie lepiej byłoby jemu tu, kiele swoich braci? Oni tu sami ostali, jakby w swojej wsi, na tym tu wzgóreczku, a tamtego wywieźli szmat drogi, daleko od swoich, żeb tylko honory odbierał za nich wszystkich. Jego tam pieknie strojom w kwiaty, palom ognie a tym tu nikt nie składa honorów.
Nagle zatoczył duży krąg ramionami, na twarzy wystąpiły mu ogniste rumieńce i zawołał z podnieceniem, łzawym głosem:
— Żeb ja mógł tylko, żeb ja potrafił tak jak chciałby, to wszystkie te grobki ustroiłby w pomniki, w rzeźby piekne i wylepił na nich dużo, oj dużo rzeczy, coby ino do głowy