Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

najlepszego przyszło. A już starałby się, żeb te rzeźby wyszły najpiękniej, żeb i oni mieli takie same groby jak tamten jeden. Ale...
Umilkł i patrzył dokoła kiwając głową z powątpiewaniem.
— Czy jaby to potrafił zrobić?... a dużo, dużo by tego trzeba!... Ojoj okropna robota!... Ino czy jaby potrafił tak samo zrobić jakby chciał?
Kasia i Dębosz spojrzeli na siebie z uśmiechem.
— I cóżbyś wyobraził na tych rzeźbach — spytał Andrzej.
— Czy ja wim co, ale tak mnie sie widzi, że dużo, dużo! Tera to nie wiem jak powiedzieć, ale kiebym miał pod ręką glinę, toby zaraz wiedział, samoby to pomyślenie przyszło.
Ożywił się i z nowym zapałem mówił:
— Nad jednym z tych najmłodszych, tobym ulepił kobietę spłakaną, niby jego matulę. Ona trzymałaby go za rączkę a druga osoba wielga, w podartej sukni ale piękna i ważna jak królowa, miałaby na głowie koronę, a nad koroną płomień takuleńki jak ten co ja widział na jednym obrazku. Dopieroż ta ważna osoba niby Polska, przez wrogów szarpana, ciągnęłaby chłopca do siebie, a on patrzałby na ony płomień nad jej głową kiej urzeczony i chylił by się za nią puszczając rękę własnej matuli.
Tomek klasnął w dłonie z ogniem w oczach.
— Ot, toby było akurat! Tak mnie się widzi, że zrobiłby to może i dobrze. A na drugim dałby skrzydła. Moc... hej, moc skrzydeł jastrzębi i kruków... tłuczących sokole i orle, ino że orle skrzydła... byłyby połamane, ale... Aha, już wiem!... ale wylatywałyby w górę. Ej... pewno jeszcze nie tak to jakoś...
Zmieszał się nagle. Spuścił oczy robiąc niechętny ruch ręką.
— Głupi jestem! Jeszcze ja za głupi na to!... Tu trzeba wielgiej rzeczy, a ja co? dłubek, bzdura — lepifigura i tylo!
Rzetelne zmartwienie odbiło się na jego twarzy.