Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

opieki pani, trzeba go powierzyć w pewne i umiejętne ręce aby się nie spaczył. Można go bowiem odrazu albo wznieść wysoko, albo złamać, że runie głową na dół. Wtedy zginie. To byłaby niepowetowana szkoda.
— Do tego nie dopuszczę, ale jednak... obiecajcie mi kolego, że będziecie mi pomocą w przeprowadzeniu karjery Tomka. Nie wiem, czy moje tylko wpływy będą dobre? Męska siła i pański hart duchowy byłyby dla niego bardzo pożądanym kierunkiem. Czy zechce pan, panie Andrzeju być także jego moralnym kierownikiem i opiekunem, wraz ze mną?
Dębosz uczuł silny przypływ gorącej krwi do serca.
— Z całej duszy. Jestem zawsze na rozkazy pani. Tomka od tej chwili uważam już za naszego wspólnego pupila. Będę się starał osiągnąć nad nim wpływy i urabiać go...
— Na obraz i podobieństwo swoje — dokończyła Kasia, — bo wtedy dopiero będę o niego spokojna.
Podała mu rękę, ujął ją rozpaloną dłonią. Panował nad sobą by nie uklęknąć przed nią.
— Czy pani mnie tak... ufa? — spytał głosem stłumionym.
— Ufam? to za mało. Wierzę w pana nieograniczenie, cenię pana bardzo wysoko... No, ale pocóż to mówić... wszak pan chyba widzi to i odczuwa mnie.
Szli oboje pustą aleją. Tomek pobiegł naprzód. Byli sami.Kasia pochyliła się i zajrzała w oczy Andrzeja trochę kokieteryjnie. Tak patrzyła czasem dawniej, gdy byli jeszcze na studjach.
Andrzej drgnął. Przypomnienie tych czasów nasunęło mu zbyt dużo najdroższych wspomnień o niej, może i najsłodszych nadziei, które wtedy piastował o ileż śmielej niż dziś...
Spuścił oczy, zmieszany a ona patrząc na niego ciągłe mówiła wdzięcznie.
— Dlaczego pan chowa wzrok przedemną?... Właśnie chcę by pan w oczach moich wyczytał jak bardzo jest mi pan bli-