Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

że pan jest chłopem, oceniłam pańską wartość duchową i ofiarowałam mu z całego serca płynącą najgłębszą przyjaźń moją. Gdzież jest ten mur wynaleziony przez pana między nami? Czyż on istnieje?
Patrzyła mu w oczy z wyrzutem serdecznym.
Andrzeja ogarnął wstyd. Więc tak spełnił swoje postanowienia, by się przed nią nie zdradzić?
Opamiętał się w jednej chwili.
Wyciągnął do niej ręce, a gdy podała mu swoje, żywym, szczerym ruchem, przycisnął je do ust, hamując wzburzenie.
— Jestem tylko wdzięczny za hojny dar pani przyjaźni, za tę... najmiłościwszą łaskę pani dla mnie. Czcić ją potrafię, proszę mi wierzyć nadal i zawsze.
— Oto już wszystko! oto wszystko na co ją stać względem mnie — wołał mu w duszy głos okrutnej prawdy.
Kasia odczuła w nim jakiś zgrzyt. Ból i gorycz były w jego głosie. Onieśmieliło ją to do niego.
— Panie Andrzeju...
W słowach tych zadrgała poraz pierwszy fałszywa nuta jakaś. Prawie szczęśliwi byli oboje ujrzawszy Tomka.
Dębosz puścił ręce Kasi i odsunął się dalej.
Tomek opowiadał im swoje wrażenia zdobyte przy pomniku Kilińskiego, oni oboje milczeli.
Wracali tramwajem słuchając coraz nowych zachwytów Tomka. Odpowiadali na jego nieustanne pytania, ale tak samo Kasia jak i Dębosz myśleli tylko jedno o drugiem. Myśli ich były nieco odmiennej barwy i treści, lecz niezbyt odległe od siebie. Dębosz objaśniał coś Tomkowi zwrócony w stronę ulicy, Kasia przyglądała mu się uważnie. Silny jego profil i rysy wydatne, nieregularne, miały w sobie szczególną szlachetność. Pomiędzy mocną brwią fałda pionowa zarysowała się skupioną głębią myśli. Wysokie czoło nosiło znamiona inteligencji i odwagi, może nawet byłyby dumne gdyby nie smutek przyczajony w oczach, który łagodził dumę i zmieniał ją raczej