Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

w jakąś niedostępność natury nawskróś męskiej. Usta świeże podkreślone cienką linją podstrzyżonych wąsów miały w sobie pewną zaciętość, znamionującą charakter zwarty i zamknięty w sobie. Ale nie były pozbawione zmysłowości i wdzięku. Całą postać Andrzeja cechowała prawie brutalna siła. Wysoki i mężny w ramionach był jednak dziwnie zręczny jak wygimnastykowany sportowiec. Cerę miał opaloną, prawie śniadą przy bardzo ciemnych włosach i oczach szarych jak szmelcowana stal. Kasia przesuwając wzrok swój po nim skonstatowała teraz dopiero, że się zmienił od owych czasów studenckich, kiedy promieniował pogodą. Dziś tę pogodę zatracił zupełnie. Był w nim nienaturalny smutek i to dodawało mu powagi, wzmacniając bardziej wrażenie jego siły i energji. Ten człowiek nakazywał dla siebie szacunek. Można było na nim polegać z zaufaniem nieograniczonem. Cicha radość bardzo zbliżona do uczucia szczęścia rozjaśniła duszę Kasi z powodu, że on jest jej przyjacielem... Czy... tylko przyjacielem?!
Pytanie to wytrysło nagle jak źródło gorące i oblało ją warem. Uczuła brak tchu w piersiach. Zerwała się z ławki gwałtownie, z wrażeniem, że płonie w niej własna jej krew.
Andrzej powstał także zdziwiony, ale Kasia opanowała się, usiadła i odwróciła od niego spłoszone oczy.
— Myślałam, że to nasz przystanek — rzekła bezradnie.
Andrzej nie uwierzył, zrozumiał, że poderwało ją coś innego, jakieś uniesienie, lub jedna z tych myśli, które bywają niekiedy udarem obucha. Nie pytał, ale czuwał nad nią, bo widział w niej niezwykle podniecenie, nawet lekką trwogę.
Jeszcze chwila i Dębosz powstał pochylając się do Kasi.
— Teraz wysiadamy.
Wyszła razem z nim ogłuszona, jeszcze nie władająca sobą. Zdobyta podświadomość nie zdarła ostatniej zasłony, pozwoliła nawet na lekkie oburzenie na siebie samą za insynuacje tego rodzaju, ale ten podszept już w jej duszy tkwił jak grot, już go w sobie czuła całą swą istotą. Zanim weszli do jej