Nic mu nie dogadzało.
Beształ kucharza, ogrodnika, skrzyczał stangreta nie bardzo wiedząc za co i przez tych — kilka dni zaciężył wszystkim w Kromiłowie.
Rządca unikał go starannie, ale War nie spieszył się również aby go widzieć. Gospodarstwo nic go nie obchodziło. Cały dwór odpoczywał dopiero wtedy, gdy Zebrzydowski spał lub gdy odbywał poobiednią siestę przy czarnej kawie. Wszyscy oczekiwali Kasi z utęsknieniem. Wreszcie gdy nie było jej widać komentowano sobie cicho tak długie ociąganie się z przyjazdem. Dyonizy wpadł w nałóg; każdej wolnej chwili wypatrywał samochodu kromiłowskiego na szosie. W obserwacji tej stał się niezmordowany.
Gdy wieczór zapadł, Zebrzydowski nie mógł sobie miejsca znaleźć. Chodził długo po parku zmieniając nastroje jak aleje, któremi błądził, wreszcie zły wrócił do dworu. Rozkazał w salonie pozapalać wszystkie lampy i usiadł do fortepianu.
Najpierw wybiegły z pod jego palców jakieś dzikie warjacje rozwichrzone i bez melodji... pojedyncze tony były jak uderzenia huraganu. Fortepian jęczał pod tą nawałą szalonej fantazji. Ale stopniowo burza uciszała się i z pod cienkich, nerwowych palców Zebrzydowskiego płynęły melodje co raz spokojniejsze i bardziej wyraźne. Zaczął po dawnemu rozśpiewywać się na klawiszach. I razem ze stopniowaniem tej muzyki nasuwały się różnorodne wizje przeżytych momentów. W zgiełku rozbitych tonów Edward widział wyobraźnią zameczek na skale nad oceanem w Bretanji... słyszał huk fal, który się przedzierał do wnętrza jasnych z przepychem urządzonych komnat, gdzie ona, ta kobieta o niespospolitym wdzięku i cudzie urody nieprawdopodobnej odurzała go sobą do utraty przytomności. Jej profil na tle płaszcza włosów jak dukatowe płynne złoto doprowadzał go do ekstazy zachwytu, że klęcząc u jej stóp trzymał je w dłoniach jak bezcenne klejnoty i ogrzewał ustami i pieścił ich widokiem przeczystej pięk-
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.